Petroniusz nie został pożarty, nie liczcie na to

(ale dopiero wstał i ledwie żyje, jakieś przeziębienie chyba się przyplątało). Niestety, tak na oko, to nic innego też Kocurra nie zjadła, chrupek nie liczyłam, ale chyba nic albo prawie nic nie ruszone

W kuwecie mogła grzebać, bo trochę żwirku było poza kuwetą, ale śladów działalności nie było, nawet najmniejszej zasiuranej grudki żwirku. Może drewniany nie kojarzy jej się z tym, co trzeba?

W lecznicy pewnie był bentonitowy.
W nocy popłakiwała trochę, ale po zgaszeniu światła w łazience (teraz jej zapaliłam) starałam się tam już nie zaglądać, byłam twarda

Wcześniej w reguły wyglądało to tak, że kiedy zaglądałam do łazienki, Kocurra czatowała pod drzwiami, po czym na mój widok zwiewała za pralkę. A tam już dawała się nieco miziać, pomrukiwała i wdawała się ze mną w jakieś rozmowy i negocjacje (na razie nic nie wynegocjowałam, grrr).
Trzymajcie kciuki, żeby zaczęła jeść i korzystać z kuwety

Za pralką ciut kocim moczem zalatuje, ale w końcu Kocurra zasiurała tamten transporter podczas jazdy z lecznicy, ze stresu, więc może to od niej, raczej nie miała okazji się porządnie umyć, mnie też nie dała do tego okazji.
Powinnam dokładniej posprzątać ten zakątek za pralką, skoro jest tak eksploatowany

Kocurra ledwie tam się mieści, a próbuje kotłować i przekręcać z boku na bok.
Edit: aha, Migota przekazała mi to, co zostało ze składki (ok. 30 zeta), chyba przeznaczę je na zaszczepienie koty. Ale to dopiero za jakieś 7-10 dni, dopiero co była odrobaczona. Poza tym nie chciałabym teraz fundować jej stresu.