Dzisiaj mam prze...rąbane. Foch potrójny, synchroniczny. Zgodny.Solidarny.
Cykliczny. Znowu TA WREDNA NIECZUŁA BABA- NAPADŁA BIEDNE KOCINIUNIE w najmniej spodziewanym momencie i wyczyściła uszy.
Trzeci zamknął się w sobie i nie grucha, Kenazik stroszy ogon i nie może dojść do siebie, Wojtek...strzela focha dla zasady bo jak wszyscy to wszyscy babcia też i perfidnie obgryza pasek od mojej ulubionej torby.
Otwieram puszkę z obiadkiem... myślę że tak właśnie zachowują się piranie wypływające na żer...Trzeci jak zwykle zamotany zamiast do miski biegnie za mną i rzuca się do śmietnika po...pustą puszkę... Kenu trochę je trochę pluje bo mu Wojtek tyłek w obiad pakuje(bo po co jeść ze swojej miski jak można z jednej nie?), Trzecina odtransportowany do koryta próbuje nadrobić "utracony czas" i pakuje cały łeb w mięcho...
Ja stoję oparta o ścianę i tak sobie myślę że ta normalność to jakaś taka względna jest, a ta jej granica ruuuuuuuchoma...
Zaraz pójdą spać. Chwila ciszy. Odrobina spokoju. Może nawet uda napić się herbaty bez kociego ogona w kubku... Eee nie, na pewno któryś się obudzi.
I dobrze;)
A tutaj coś na życzenie Naszych Drogich Cioć:)
Kenul:
Trzeć:
Prowodyr(po tym jak Rodzicielce mojej zeżarł "fijołka" czy inne co;) ):
Ich troje:) (zdjęcie nie pozowane;) ):
A na koniec Rudolf Valentino:D:
Głaski dla Futrzastych i Miłego Popołudnia z mruczandem:)