mi też jest przykro i jestem zła na siebie, że ja oddałam.. ale skąd mogłam wiedziec, ze tak sie wszystko potoczy? myślałam, ze tak będzie lepiej, że będzie szczęsliwa jako jedynaczka, ze w ten sposób zostawie sobie miejsce w domu na nie daj Boże jakieś inne kocie nieszczęście..
chodze po domu zła i zmartwiona, że narazilam tego kochanego kota na takie stresy... czekam na TZta (ktory jak na zlosc ma dzis wyjazd sluzbowy i bedzie w środku nocy) i obmyslam plan na jutro. on jeszcze nie wie, że Borowka wraca, ale ja już wiem, ze tak. jesli on sie nie zgodzi/nie będzie mogl pojechac po nia, to ja po pracy wsiadam w samochod i jade po nią. 100 km w jedną, 100 w drugą strone i może jeszcze zdążę przed 20tą do naszego weta.
żeby tylko u nas odżyla, zeby nie odchorowala tego podwójnie. już tylko to najważniejsze.
nie moge sie doczekać kiedy wtulę nos w jej sliczne, gęste futerko..