Buraczek już po wizycie u dr Neski. Bardzo dziękujemy cioci key-west za podwiezienie do Konstancina i z powrotem.

Dzięki temu stres kota został zminimalizowany. Zresztą Burak chyba już wie, że to tylko wizyta u weta, po której wraca do domu.
Pani dr orzekła, że wyniki się poprawiają, że to na pewno nie amyloidoza, że może to efekt zagłodzenia i odwodnienia. Dziś odwodniony nie był, kroplówki nie wymagał, co nienajgorzej świadczy o pracy nerek. Musimy zbadać mocz na posiew (dziś Burak niestety wybrał się na badania z pustym pęcherzem). Ciśnienie kot ma w porządku, w usg wyszło to samo, co w poprzednim, czyli że nerki nie zmniejszyły się. Poza moczem za jakieś trzy tygodnie musimy powtórzyć badania krwi. Kot ma być przez ten czas na diecie nerkowej, może też jeść nabiał, co dla mnie ważne, bo on lubi mleko, a wody nie. Dostał też famidynę na osłonę przewodu pokarmowego, bo może tam też są nadżerki. Kastracja, jak sądzi pani dr, będzie możliwa, kiedy kot dojdzie do stanu normalnego.
Buraczek po wecie najpierw czyścił sobie futro ze śladów usg, potem wypił swoją porcję nerkowej zupki, a następnie wizytował mój pokój.
Niestety, stosunki z resztą stada są w tej chwili napięte. Koty wieją przed nim, jakby był tygrysem. Tylko Gapa wdaje się z nim w pyskówki, na szczęście nie wzbudza w nim miłosnych zapałów i nie dochodzi do łapoczynów. Burak już doskonale wie, gdzie stoi ich jedzenie i pierwsze kroki po wyjściu z pokoiku kieruje właśnie tam. Muszę szybko wszystko zabierać.
Wkrótce filmik z Burakiem.