u ani jest tak: gwiazdunia ma wirusa herpesa na nosku, z ktorego juz na szczescie wychodzi.
borysek siusia wiec jest powod do radosci. teraz tylko ania musi znalezc sposob na zlapanie siuskow, bo ostatnio jak bym wyciskany to ja uzarl tak bolesnie, ze na swieta lapka byla taka troszke bardziej.
misio po wprowadzeniu nowego leku przestal robic smrodliwe kupalki i brzucholek mu sie zrobil mniej napiety. jak go glaskalam w swieta to od razu nadstawial brzuchalek do glaskania. zmartwieniem ani jest jego oko bo cos mu sie w nim robi. ania je zakrapia czyms (mowila mi czym ale ze lba mi wylecialo)
sfinksio asystowal przy swiatecznych pracach. bez niego ania kompletnie by sobie nie poradzila

dreczy go jedynie nadwrazliwosc skory, w zwiazku z czym dodatkowo jedzie na clemastine. no i glaszcze sie go po lepetynce a nie nizej zby nie podrazniac skorki.
bazio kwitnie, pomimo coraz bardziej krzywiacej sie mordki wciaz je samodzielnie i jest tatuskiem dla gwiazduni i reszty starszych kociakow. rano urzeduje w pokoju wyszukujac sobie plamy slonca na podlodze, a popoludniu przenosi sie na okno w kuchni w tym samym celu.
majusia wrecz wpakowala sie na kolana i miauknela: glaszcz mnie. miejsce po zabiegu zarasta ale nie wolno go dotykac bo mozna zostac ofukanym.
reszta towarzystwa spala i miala gosci w glebokim powazaniu
