Agusia pisze:Faktycznie, układ pomieszczeń i ewentualność przeniesienia maluchów bardzo utrudnia robienie cokolwiek

No właśnie. Tak naprawdę cała sprawa rozbija się o maluchy.
W piątek skończą cztery tygodnie, więc co najmniej do końca kwietnia muszą zostać z mamą. Oczka już śliczne, szybka reakcja i regularne zakraplanie dało super efekty. Niestety - przez maluchy ich przyrodnia siostra być może będzie chodzić w tej ciąży dopóki ich nie wyniosę z piwnicy. A to już będzie zaawansowana ciąża...
Z trochę innej beczki - część maluchów socjalizuje się ładnie, daje się głaskać i łazi po mnie. Jest i druga część, która na mój widok spyla do mamusi

A Zołza jest groźna i trzeba z nią jak z jajkiem, żeby się nie obraziła, więc uciekinierów spod niej nie wyciągam.
Za to podczas karmienia dorosłych kotów, na dworze, głaszczę sobie coraz więcej dzikusów

Głaszczę Numer Jeden (pierwsza sterylka), Maję (mamusia Żwirka i Muchomorka), srebrzystą Lalę jak zwykle, daje się też głaskać chory Bolek, a wczoraj z własnej nieprzymuszonej woli o moją nogę otarła się Lwica - ruda mama Uszatka, która nas tak strasznie uszkodziła podczas łapania na sterylkę
Prawie wszystkie koty dają się głaskać, ale jak tylko się zorientują, że to moja ręka - odskakują jakbym je parzyła
