Dzwonił dziś bubek. Jednak w całkiem innym temacie. Ktoś zgłosił mu dwa psy w pustym mieszkaniu- pani poszła do szpitala, psy zostały. No i czy nie zajęlabym sie tymi psami i jak się zgodzę, to on zwoła komisję, kogos z powiatowej inspekcji i zabierzemy te psy. Ja odmówiłam, twierdząc, iż nie podejmuję żadnych działań, gdzie jest choć cień szansy na konieczność odebrania właścicielowi zwierzęcia za pośrednictwem pożal się Boże urzędu. Bo doświadczyłam ich kompetencji na własnych plecach i dziękuję urzędowi za taką współprace. Bubek na to, że on obdzwonił już ileś tam wolontariuszy i organizacji i każdy mu odmówił. i on się zastanawia, jaki jest zatem sens istnienia i działania organizacji prozwierzęcych w mieście. Na co ja, że niech się tym nie martwi, bo nie on te organizacje powoływał, nie on je finansuje i nie on decydował będzie, czy będą istnieć czy nie. A poza tym nie mam zamiaru urywać sie z pracy tylko po to, by być przy badaniu psów przez kogoś od powiatowego i by usłyszeć, że pieski mają się świetnie. Na co on, że one są tam same, zamknięte, nie wiadomo czy mają co jeść i pić. A ja na to, że jakbym była podła, to odpowiedziałabym mu jego własnymi słowami z zeszłego piątku, że przecież teraz w telewizji pokazują pieski, które mają gorzej
Bubek zmieszał się nieco i powiedział, że w przypadku kotów pani M. nie ma zagrożenia życia, chyba że z ......przejedzenia

Na co ja, żeby dobrze zapamiętał to, co przed chwilą powiedział, bo zostanie to użyte przeciwko niemu
no i tak zakończyła się rozmowa. Ja o pieskach powiadomiłam administrację budynku i dzielnicowego.
Zrobiłam orientację, gdzie można składać skargi na urzędasów i dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak Biuro Audytu Wewnętrznego UMŁ
No i planuję coś jeszcze

Biedny bubek....