kosma_shiva pisze:Tweety pisze:Kinya pisze:lutra pisze:Widze, ze wszyscy mamy podobne wrazenia dotyczace chirona i chironow, ale jak aga pisala, chyba nie mamy wyjscia na razie, ale moze mozna by cos mu powiedziec... Ja nie czuje sie kompetentna, bywam tam rzadko i tylko przywoze i odbieram (glownie). Aga, moze powiedz mu, ze Cie doszly takie sluchy/skargi czy cos. Ty, chyba jestes jedyna, z ktora oni chca rozmawiac...
Sprawa mimo wszystko delikatna.
A ja na początek walnęłabym z grubej rury i nasłała im na ten chlew sanepid, tudzież Inspekcję Weterynaryjną itp. I tak w drugiej połowie sierpnia mają zamknięte, więc - uprzedzając - odpada argument, że koty nie będą się miały gdzie podziać.
Jak ktoś jest syfiarzem, to gadanie nic nie pomoże , groch o ścianę

oczywiście, można z grubej rury, można powymachiwać szabelką, żaden problem, w końcu wystaje mi z jednej kieszeni 8 tys na sterylki w przyszłym roku a z drugiej drugie tyle na hotelowanie kotów posterylkowych i chorych.
Wiec może najpierw, skoro nie ma chętnych na przejęcie spraw hotelowania tych ogonków, jak również nie ma chętnych na zasponsorowanie 100 sterylek to zajmiemy się sprawą dyplomatycznie. Chyba, że żyję w "mylnym błędzie" i jest ktoś chętny do przejęcia powyższych spraw wtedy ruszymy kupa na wojnę
Agnieszka, spokojnie, my jesteśmy tego świadome, że (jak już mówiłam)
mam budy po wakacjach zamknąć nie mogą...
ale jak to baby trochę poutyskiwać sobie trzeba 
Kosma, to nie są żarty. I coraz bardziej dołuje mnie Wasze totalnie kompletnie lekkomyślne i nieodpowiedzialne podejście do tematu

Przypięłam się do tematu – powiedzmy, że zboczenie zawodowe. Jestem po paru rozmowach i mam coraz czarniejszy obraz Chirona. Wręcz jestem przerażona.
Taką jaką my mamy świadomość, to i Wojnarowie mają – tylko różnica jest taka, że patrzą z pozycji monopolisty, a taka postawa zawsze śmierdzi olewactwem, z którym nawet się nie kryją
Dyplomacja w przypadku tej „lecznicy” to coś czego zasoby wyczerpałam – chyba zarówno w sferze prywatnej i zawodowej - na jakieś trzy moje życia. Nic nie poskutkowało

Więc życzę powodzenia. Bez ironii. Obawiam się tylko, że taka interwencja odniesie odwrotny skutek: zaczną stwarzać pozory, które tym bardziej będą usypiać czujność.

A chyba nie o złudne samozadowolenie z rzekomo załatwionej sprawy trzeba walczyć, tylko o nie dopuszczenie do praktyk, które uśmiercają koty.
Piszę to tylko dlatego, że nie chcę znowu krokodylich łez jak po kotach z Bielan i gigantycznych rachunków za leczenie zwłok, kiedy z Chirona po raz kolejny wypełzną mutacje wirusów, które uśmiercą kolejne, jeszcze większe grupy kotów. Bo że tak się stanie jest pewne, pytanie tylko - kiedy? Według mnie dzieje się to regularnie od dłuższego czasu. Przejrzałam wątki, przeanalizowałam sytuacje, w których uczestniczyłam i puzzle zaczynają się układać. Wszystkie (prawie) ścieżki „dziwnych” i nagłych śmierci kotów z AFN prowadzą na Kuczkowskiego. Albo - ostatnio - na Wielopole, z którym Chiron jest najmocniej skorelowany. Jak dla mnie to miejsce jest trwale skażone, gdzie nie powinno trafić już ŻADNE zwierzę.
Ten „dziwny” „nieznany” wirus, który zabija ostatnio kociaki to nic nowego. Sama miałam go w domu. Ponad pół roku temu. Zabił nagle i bez objawów pp dwie śliczne małe koteczki; córki kotki Julki, która niewiele wcześniej wróciła ze sterylki w tej stajni (nie obrażając hodowców bydła i trzody chlewnej). Skojarzyłam to późno. Dziś w nocy. Zbyt późno i mam o to do siebie ogromy żal.
Nie jestem (jeszcze) w temacie darmowych sterylek, niemniej domyślam się, że ktoś/coś (któryś wydział UM zapewne) je refunduje w wybranych gabinetach, a Chiron należy do tych wybrańców. Jeżeli instytucja/osoba która o tym decyduje zobaczyłaby w jak brudne w dosłownym sensie łapy idą te pieniądze i że są wydawana na tak naprawdę narażanie życia tych zwierząt, to chyba istnieje możliwość przesunięcia środków, prawda? Chyba że się mylę. Albo w grę wchodzi stara jak świat, polska specyfika załatwiania takich spraw. Albo komuś to nie pasuje, bo tak jest wygodnie, niezależnie od konsekwencji
Nie wiem co mogłoby mnie zmusić żeby moja noga jeszcze w tym miejscu postała. Bo już nie potrafiłabym spojrzeć w oczy ludziom, których nieraz nachalnie namawiam żeby kupowali cegiełki na koty, które z pełną premedytacją naraża się każdego dnia, bo tak naprawdę jedyną korzyścią z tego biznesu okazuje się utrzymywanie pseudolecznicy. Zaprzeczycie? A tym bardziej kotom, które wiozłabym na bardziej niż mniej pewne zagrożenie. Skręca mnie jak pomyślę o kotce, którą uśpiłam, bo o jej życiu zdecydowało cholerne 5 zł za dobę

. O życiu Szili też (to był ten sam czas). Kociaków z Bielan, Dieselka, Flory, Evy…
Drżę teraz o kociaki z Olkusza – przecież od razu po wyciągnięciu pojechały do Chirona

. Były oglądane na niedezynfekowanym stole, dostały zastrzyki ze stęchłych leków. Na szczęście szczepione były gdzie indziej, czują się ok, ale niepokój mnie nie opuszcza.
Aga, sama po śmierci Psotusia pisałaś, że trzeba słuchać intuicji. Ja jakoś zawsze źle się czułam w tym miejscu, jakoś nie polubiłam osób tam pracujących, nie ufałam im, drażnili mnie. Instynktownie ograniczałam długość wizyt do minimum (chociaż u innych wetów siedziałabym godzinami), po wyjściu stamtąd czułam ulgę. Jak to nazwać? Może mi całkiem odbija, niech będzie, ale teraz chyba wiem dlaczego miałam jakieś niewytłumaczalny, irracjonalny wstręt do tej „lecznicy”.
Tweety, a jak sprawa szpitalika w Arwecie? Ciągle zapominam ich zapytać (wczoraj doktor Wrona przekazała, że zapłata za fakturę doszła i bardzo dziękują).