Zmieniłam tytuł wątku, bo taka kwestia mnie gryzie...
Zdecydowałam się wypuszczać moje koty na dwór częściowo świadomie, częściowo w afekcie.
Świadomość:
Zu łysiała na całości, wylizywała sobie łyse placki i miała problem z trafieniem do kuwety. Przesiadywała całymi dniami skulona na parapetach, nie przychodziła na kolana. Humor poprawiał się jej tylko na dworze. Ale ile można spędzać czasu z kotem na smyczy?
Pożałowałam na Faliwaya (u mnie trzeba by co najmniej 2 na raz) a kupiłam literaturę "kociego detektywa", gdzie na podobne przypadki autorka zaleca lekarstwo zwane wolnością, dawkowane na życzenie.
Zwlekałam z tą wolnością, bo brałam pod uwagę, że Zu jest u nas dopiero 3 miesiące i po wyjściu może zapragnąć odnaleźć swój poprzedni dom. Poza tym chyba nie deklarowałam na 100% poprzednim domkom, że nasz będzie nie wychodzący, ale na pewno mówiłam, że taki mam zamiar i mocne postanowienie.
Afekt:
mój synek miał wypadek (przywalił rowerem w niezbyt precyzyjnie zaparkowany samochód) i właśnie miotałam się po domu nie wiedząc co robić (czy jechać z nim na pogotowie, on darł się, że nie - później żałowałam, że go posłuchałam; czy jechać z właścicielem auta do warsztatu oszacować szkodę, za którą zgodziłam się zapłacić i czy wogóle powinnam zapłacić) i wtedy Zu stojąc parę metrów ode mnie nalała na środek podłogi (z kiepskich paneli). No więc otworzyłam drzwi balkonowe z głupim komentarzem
Efekt:
Zu minęła deprecha, a teraz obydwie płacimy za to jej chorobą. Zu rozumie to chyba najmniej bo jak tylko odzyskała trochę siły to domaga się wypuszczenia, co na razie jest absolutnie niemożliwe. W tym stanie zdrowia, byłaby łatwym kąskiem dla najbardziej powolnego psa, jakiego mogę sobie wyobrazić.
Mru oczywiście nie mogłam potraktować inaczej, też zaczął wychodzić. Teraz postanowiłam nie wypuszczać go wieczorem, bo ostatnio zrobił się włóczykij i przed pójściem spać bez skutku latałam od drzwi do drzwi, ciciając i mruchując, jak wariatka. No i biedak wyje teraz pod drzwiami wyjściowymi wieczorem, i my biedaki musimy tego słuchać...
Rozważam:
ponowne odebranie im wolności. Myślałam że mój mąż mnie poprze na wieść ile kasy idzie na wetów... A on stwierdził, że nie chce, żeby Zuzka wyglądała tak jak wyglądała zanim zaczęła wychodzić...