Wieczór na działkach jak w nalepszym kryminale.
Natomiast efekty zerowe.
Z tą walerianą to chyba mit, bo koty działkowe totalnie ją olały.
Widzieliśmy Twistunię jedzącą. Jezu, jak ona musi wyciągać tę szyję i pod dziwnym kątem schylać głowę, żeby dostać się do jedzonka.

A na jedzenie przychodzi ostatnia, jak już inne koty odejdą.
Panowie ganiali za główną bohaterką - sprytne to i szybkie jak błyskawica (oczywiście mówię o Twiss) - tak że w efekcie to oni wrócili zmęczeni a Twistunia siedziała w krzakach i podśmiewała się z niezgrabnych dwunogich.
Aha dowiedziałam się ciekawej rzeczy: na działkach krąży plotka, że wyłapujemy ichnie koty i sprzedajemy do Niemiec.

Rozbawilo mnie to niemożebnie.
Eve, maluch z chorymi oczkami nie pokazał się przez cały dzień. Pani, u której kociątko dokarmia się, wzięła mój nr telefonu. jeśli udałoby się jej go złapać, to da znać i przetrzyma do naszego przyajazdu.