Druga sprawa, nic mi do tego, ale gdyby to ode mnie zależało, to podusie z Łodzi zostawiłabym w Kundelku.

Zawiozłam tam ok.30 takich jakby materacyków z pociętych kołder, każdy w poszewce i uważam, że to póki co, to wystarczy.
Proszę nie gniewajcie się za to, co piszę, wiem, że się napracowałyście, ale teraz rozumiem, co miała na myśli agnes_cz, pisząc, że tam nikt o to nie zadba.

Chyba nie umiem jasno przekazać, o co mi chodzi.
Nie brakuje tam kuwet ( dzięki Wam jest w nich żwirek), raczej rąk do systematycznego sprzątania - od tego zaczęłam i od zbierania kup leżących sobie tu i tam. Potem przyjechała pani Stefa i trochę pomogłam przy dzikusach, które nie chciały zastrzyków przeciw świerzbowi.
Samo robienie zastrzyków...nie chcę tylko biadolić, te koty mają tylko ta panią, ale to jest chaos.
Pani Stefa w każdym widzi wroga, w sumie bliska mi postawa, choć nie sprzyja komunikacji międzyludzkiej. Byłam tam tylko raz i może pochopnie wyciągam wnioski, ale nie zdziwiłabym się, gdyby pani Stefa nie wydała kota, komuś, kto by tam przyjechał i chciał go adoptować.
Szczerze mówiąc na głaskanie nie miałam zbyt wiele czasu - żałuję, że nie mieszkam bliżej, ale podróż w dwie strony zajęła mi ponad 4 godziny.

Wpadły mi w oko trzy ogromne, przymilne kocury - Karol, Świerzbik i Przytulak.
Psy mnie zupełnie rozwaliły:cry:
Schronisko - nawet przytulne i zadbane robi przygnębiające wrażenie, a Orzechowce, to ruina.
