Dziś rano zadzwoniła zapłakana Czesia, że od wczorajszego wieczora nie widziała Półnoska...nie wrócił na noc do domu...
Pełna złych przeczuc pojechałam tam i...znalazłam jego ciałko przy drodze, jakies 50m wjazdu na posesję...nie miał głowy...
Odprowadziliśmy go wszyscy, ja, Czesia i jej syn który pochował ciałko...
Nie moge sie pozbierac...Rycze cały dzień, Czesia w psychicznej rozsypce...
Czuję, że zawiodłam...powinnam być bardziej bezwzgledna i nie zwracac uwagi na jej płacz, ze chce zostawić sobie koty...pewnie teraz Pólnosek by żył w jakims mieszkanku z zabezpieczonym balkonem...miał ledwo ponad rok....
Byłam przygotowana, że kiedys, kiedy Czesia odejdzie zostane z 3 kotami na głowie i bede musiała im szukac domu...ale tak nie miało sie stać...nie tak!!!
Kochany, biedny kotku...jeszcze poprzednio mizialismy sie jak wariaci, głaskałam cię po twojej grubiutkiej bródce...a dzis ta bródka, ten koci słodki pynio roztrzaskany na jezdni...
Brykaj wariacie za Tęczowym Mostem...
['][']['][']['][']['][']
