Wczoraj odstawiłam niunie do domku. Jak wspominałam domek nie jest zamożny i jest mocno przez los doświadczony. Więc chociaż to nie salony, oj nie, ludzie prości, ale serdeczni i mają serce do zwirząt, jest bardzo skromnie, ale czysto i zwierzaki zadbane i widać, że są kochane. A to chyba najważniejsze.
Kicia się mocno wystraszyła, bo powitał nas psiak rezydent obskakując mnie i transporter. Nie bardzo chciała wyjść, a jak już wyszła zaszyła się w na maksa zakamuflowanym miejscu. Wzięłam ją i głaskałam i przytulałam łzy mi do oczu napływały. Kicia usiadła obok kryjówki i zaczęła ocierać się o taboret. Potem na bieżąco miałam informacje, że kicia siedzi w kryjówce, ale wystawia główkę do głaskania. Potem była wzięta na kolana i głaskana. Następnie zjadła kolację i zaczęła zwiedzać mieszkanie z podniesionym ogonem. Psa już się nie boi tylko pofukuje. Potem przyszła do nowej Pani na łóżko, żeby się pogłaskać. A następnie siedziała pod stołem i obserwowała psa...
Serce mi pęka. Nie nadaję się na pańcię tymczasową.

Mam tylko nadzieję, że ona nie tęskni za mną tak jak ja za nią...