Z pomoca Jul-kota weszlismy w posiadanie TFX...szybki rajd do Jul-kota, potem szybko po Dieselka na Gagarina...W lecznicy przywitali mnie zrezygnowani lekarze, ze źle, słabo i w ogóle...maleństwo leżało sobie w inkubatorku tak samo zrezygnowane...powiedziałam, że porywam kota bo mam dla niego leki i nawet jesli umrze to na moich kolanach...bez szemrania odłączono kocia od kroplówki a on jak tylko znalazł się w transporterku to się ożywił, nawet pacnął weta za nieumiejetne zawijanie wenflonu...wydrukowano mi historię choroby i ze wszystkim pojechalismy...do p. Ireny do Konstancina...to dzięki żonie Jul-kota, która mnie ekspresowo umówiła...kotek dostanie TFX i synulox...p. Irena twierdzi,że jest przewodniony i za ciężki( od 2 tyg. dowalaja mu kroplówki...) ale w nie takiej strasznej formie..całą droge Dieselek siedział ( nie leżał) w transporterku, podziwiał widoki i patrzył mi prosto w oczy z pewnym wyrzutem ( maleństwo moje, chciałam dobrze, jak zwykle wyszło do dupy...

) Kochani, to jakies szaleństwo, nawet nie miałam czasu sie zastanawiać co robię...wiem jedno, weci na Gagarina rozłożyli ręce...dzis malutki dostanie TFX i mam nadzieje ze przetrzyma noc...módlcie sie, zaciskajcie kciuki, pliizzz...
A tak na marginesie, w Konstancinie zostalismy przyjeci z zachowaniem wszystkich środków ostrozności, p.Irena w rekawiczkach, nic nie moglismy dotykać,a na Gagarina psy, koty inne stworzenia macane na lewo i prawo bez umycia rąl...jak tu cos nie złapać???
Jak tylko stan małego sie ustabilizuje, zabieram go do domu...