Cindy pisze:A gdzie rodzice Twoi mieszkaja

W Sulejówku pod Warszawą. Takimi ideałami nie jesteśmy, staramy się nie popełniać dużo błędów. Jeszcze nie wszystko dobrze wychodzi.
Jak by u mnie była, to ja bym jej chyba wzięła drugiego lub drugą do towarzystwa. Przypominam im o tym co jakiś czas, może się jeszcze namyślą.
U mnie jest Pchełka:



Pchełka ma 15,5 roku, choruje przewlekle, ale jest pod opieką, dostaje leki i jest w dobrej kondycji. Pchełka też jest znajdka. Jedna Pani znalazła ją jako maleńkie niesamodzielne kocię, uratowała, wykarmiła. Okazało się, że Pchełka nie znosi innych kotów, pani bardzo pilnie szukała domku ze zobowiązaniem, że nie będzie innych kotów.
Byłam wtedy nastolatką, mało o kotach wiedziałam, teraz już wiem, że może cierpliwością i odpowiednim postępowaniem dałoby się to zmienić, ale już za późno, nie dokocę jej na starość. Wcześniej mieszkaliśmy razem, gdy się wyprowadziłam wzięłam Pchełkę ze sobą. Odkąd choruje zaczęłam się więcej uczyć jak prawidłowo opiekować się zwierzętami. Wcześniej popełniałam dużo błędów, źle ją karmiliśmy, może dlatego teraz jest chora

. Staram się teraz tłumaczyć rodzicom i przy Nutce tych błędów już nie robić.
Siedem lat temu, w grudniu, przybłąkała się Mika.

Wykopała sobie dziurę pod bramą, pod którą wtedy nie było podmurówki.
Zamieszkała w pustej budzie po poprzednim, zmarłym piesku. Zauważył ją... tata. Obserwował przez okno jak przychodzi, potem znów gdzieś znika i znów przychodzi. Tknięty przeczuciem poszedł sprawdzić i znalazł jeszcze 6 szczeniaków.


Szczeniaczki podrośnięte znalazły nowe domki. Nie wiedziałam wtedy nic o adopcjach, mam nadzieje, że dobrze trafiły. Mikunia została, wykastrowaliśmy ją oczywiście. Mieszka głównie na podwórku (zabezpieczonym, sama nie wyjdzie), ma tam budki dwie - jedną drewnianą, ocieploną od środka styropianem, drugą materiałową w takim zabudowanym schowku pod schodami. Na noc, gdy jest zimno, pada deszcz, albo są fajerwerki biorę ją do domu. Pchełka toleruje Mikę. W dzień, gdy idę do pracy, Mika zostaje na podwórku. Nie jest to idealne rozwiązanie, ale tyle mogę jej zaproponować. Nie zamknę jej na cały dzień w domu.



Jest jeszcze Pedro, przychodzi na komórki od lipca tego roku, jest dużym dzikim kocurem. Karmię go, dostał budkę styropianową z polarkami w środku. Jego udomawiać nie zamierzam, ale muszę chyba jakoś zorganizować jego złapanie i kastrację. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z dzikimi kotami, trochę się go boję.



Zaraz napiszę o Nutce i co ustaliliśmy z weterynarzem.