Jak Lalunia umierała to przyrzekałam jej,zaklinałam że wezmę wszystko co mi wpadnie w "rękę". Wiem,głupie.Przecie i tak biorę.

Ale to miało być na szczególną okoliczność.
Czepiałam się każdej myśli, ratunku. Mimo to Lala odeszła.
A dziś wieczorem telefon od Agneski. Jest daleko, a na działkach małe,bardzo małe kocię zostało znalezione.Ludzie wzięli bo zostawić nie mogli. Poszli do lecznicy.A wet p.Kasia szuka pomocy dla dzieciny.
Jest u mnie.
Ok 2-3 tygodniowe czarne maleństwo.Bardziej 2. Przestraszone, płaczące.
Długa droga przed nami ale spróbujemy. Jesteśmy po pierwszym karmieniu. Z buntem i płaczem się odbyło.Termoforek nagrzany. Zanim przyszło ToTo to klatkę naszykowałam.Chrupeczki i wodę.

Sama mogę sobie pochrupać i pochłeptać.Bo małe nie ma bladego pojęcia o jedzeniu.Teraz siedzi w kontenerku.U Danki w pokoju. Chłopcy będą sami spać dzisiaj.
Siedzą teraz na kolanach i śpią. Wecik stwierdził,że jest ok. Puk,puk...Temp, osłuchowo,oglądowo...Niech tak zostanie!Proszę ,niech tak zostanie. Będziemy przymierzać się do szczepień.Szczepienia zamówiłam.
Wpłynęły pieniążki dla budowlańców
od Iwony66 (bazarek Jowitki) 140
i asi2 100.
Bardzo Wam dziękuję.
Czy mogę część tych pieniążków przeznaczyć na zakup podusi elektrycznej? Dla małej sieroty potrzebna. Jutro Halinka mi przywiezie swoja do czasu zakupu. I gerberków dla całości? Bo chłopaki za indorem przepadają. I karmy?Dla całej trójcy?
Kciuki, kciuki,kciuki...
Dzisiejsza noc będzie ciężka.Sama jestem.