Zofia&Sasza pisze:I tak, gdyby u mnie w domu urodził się psi/koci miot nierodowodowy - spaliłabym się ze wstydu.
dziewczyny, zbastujcie. Napadanie na ludzi oraz kategoryczne osądzanie niczemu nie służy, poza może satysfakcją z masturbowania się własną mondrościom. U mnie [niemal] lat temu wiele urodził się koci miot nierodowy. Razem z przyjaciółką znalazłyśmy kotę; wprowadziła się do niej. Okazało się, że z wkładką. Po paru tygodniach kotów zrobiło się 4. Byłyśmy wtedy biedne jak myszy kościelne, akurat wypadły wakacje, czas, kiedy uniwersytet nie wydaje stypendium, bank kredytu studenckiego, moje oszczędności zżarła kampania dentystyczna, a na kasę ze zleceń, jakie robiłam, ciągle czekałam. W tym wesołym okresie zresztą zdarzało mi się najzupełniej dosłownie chodzić głodną. Wizyta u weta była poza zasięgiem finansowym; poza tym, nie wiedziałam nawet o tym, że istnieje możliwość sterylizacji aborcyjnej [czy też za późno się dowiedziałam], więc jakoś naturalną koleją rzeczy wydało mi się, że dokona się cud narodzin. Dokonał się, w ten sposób zresztą mieszka u mnie kot domowo wyhodowany, bo jeden, szczególnie bezczelny Bolesław, został na stałe. Reszta, ze szcześliwą mamusią, która z przyczyn niezależnych przeprowadziła się z kociakami do mnie, aleśmy się bardzo bardzo bardzo szczerze nie lubiły, przeprowadziła się w stosownym czasie do nowych domów. Ponieważ urodziły się pod koniec września, wychowały się na wszystkich zalecanych przez weta frykasach, bo w międzyczasie nastąpił cudowny przypływ gotówki. Mam się czegoś wstydzić? Bez jaj.
Nieżyjący już kot Klemens też był zresztą z "domowego chowu" podobnego sortu. Do znajomych ojca przypętała się kocica. Szkoda im się zwierzęcia zrobiło, miskę z mlekiem podstawili, nic nie oglądali, bo to nie kociarze byli, a później kota się zdematerializowała na terenie. Następnego dnia rano kotów już mieli bodaj 6. Jeden trafił do nas. I co, też mamy się tego zbiorowo wstydzić?
Autorka wątku potrafi uzasadnić to, co zrobiła. Bierzecie pod uwagę polską perspektywę i polskie zwyczaje weterynaryjne. Być może kawałek dalej od naszego grajdoła weci mają inne standardy, może ten akurat nie jest najlepszym fachowcem, być może nie widział sensu w sterylizacji aborcyjnej, bo inna jest tam sytuacja z kocią bezdomnością? Napadanie na nią z niewzruszonej pozycji obrończyń jedynie słusznej diagnozy i postawy jest nie tylko głupie - jest także przeciwskuteczne.