Dzisiaj pobudka była o 24.00

Mieliśmy 3 buteleczki waleriany, które wylaliśmy na szmatę i łaziliśmy z nią po okolicy, machając jak ksiądz kadzielnicą. Jeden kot się zwabił, biegał za nami, a łasił się, turlał, ale JEDEN tylko, no

A co z resztą

Jeszcze jednego spotkaliśmy przy wiadomym domu, cały czarny, z jaskrawoczerwoną obróżką, ale na niego chyba nie działało, bo uciekał przed nami, bardzo nieufny. Za to do jedzonka się przywabił. Najlepiej się do nas przywabiały JEŻE, no chyba z pięć tam buszowało. Odkryliśmy, że wyżerają kocie jedzonko

Postawiliśmy je wyżej, na plastikowej skrzynce - jeży to już nie chcemy dokarmiać
Wieczorem czatowaliśmy na panią karmicielkę, koty też, ale nie pojawiła się o stałej porze. Sterczeliśmy pod blokiem godzinę, a ponieważ wcześniej jakoś nie pomyśleliśmy, żeby zapytać o numer mieszkania, czy pobrać numer telefonu, więc mogliśmy tylko sobie posterczeć
Dzisiaj rano za to był telefon od pani karmicielki z drugiego bloku, otóż dwa dni temu jej sąsiadka widziała na trawniku przed blokiem podobnego kotka, który pomiaukiwał i nawet jeszcze jedna kobieta się zatrzymała. Nie widziały, czy miał ogonek biały na końcu, ale kurka nie zadzwoniły, no

To po co my te ogłoszenia wieszamy, no?
Wczoraj wieczorem próbowałam też z wahadłem, ale dawało mi sprzeczne odpowiedzi albo w ogóle. Tylko na pytanie, czy Finio się odnajdzie, było wyraźne TAK.
Mam również dylemat takiej natury - 22 czerwca mieliśmy jechać na urlop - a jak się (tfu!tfu!) Finio nie znajdzie do tego czasu? Jakoś nie wyobrażam sobie beztroskiego cieszenia się urokiem Bieszczad, podczas gdy Finio wciąż będzie się tu błąkał...
