Sorki zenie napisalam wczoraj, ale jak wyszlismy z domu o 10 tak wrocilismy tak pozno ze tylko na pyszczek padlam, a dzis wyjatkowo musialam do pracy isc...
No wiec:
Kicia jest w DT niedaleko Giessen, pojechalismy pociagiem, bo wczoraj byly strasznie oblodzone drogi. Rodzinka lekarzy (psychoterapeutow

) w ogromnym domu, z ktorego polowa przeznaczona dla kotow. Maja ich w domu okolo 9, do tego 3 psy. Wszystkie po przejsciach, staruszki, dzikusy albo z wrodzonymi chorobami. Do tego szybko wymieniajace sie tymczaski...
Bardzo mili i spokojni

Julchen przywitala nas wyjatkowo przyjaznie, troszke rozlatana na poczatku, ma troszke niekontrolowane ruchy jak jest podekscytowana i dzieje sie cos nowego, tak jakby chodzila zygzakiem i troszke na podwyzszonych obrotach. Ale po chwili wszystko ustaje i jest O.K. Z tego co wiem, miala w dziecinstwie jakies zapalenie nerwow i jej tak zostalo. Nie za duza, przytulasna (jak do obcych ludzi na samym poczatku), prawdopodobnie bedzie jeszcze wieksza przylepa jak sie zorientuje ze ma swoj wlasny dom na zawsze.
Bylismy tak chyba ze 2 godziny, panstwo pokazali nam wszystkie zabezpieczenia okien i balkonow jakie chyba tylko istnieja, i powiedzieli ze z checia oddaliby nam Julchen. Ze ich 'przekonalismy'
Jest pewna liczba ograniczen, redukcja liczby stresujacych sytuacji, kuweta w kazdym pokoju (czasem jak sie za bardzo ucieszy posiusia, ale niespecjalnie mi to przeszkadza, perskich dywanow w domu nie mam, tylko latwa do umycia podloge), podrozowanie odpada (nie rozjezdzamy sie nigdzie, jak bedziemy do Polski jechac na kilka dni, poprosimy kogos o opieke), no i redukcja miejsc zbyt wysokich do skakania, bo moze stracic rownowage i spasc (tez ok dla nas).
Sterylizowana, przetestowana na wszystkie choroby.
Za kocia placi sie 125€. Pieniadze ida na schronisko w Butzbach, jako ze oni z nimi wspolpracuja i szukaja domow dla najtrudniejszych kocich przypadkow.
Powiedzieli nam zebysmy sie przespali z decyzja i dali im odpowiedz w ciagu tygodnia. Oczywiscie jak najbardziej, ze chcemy ja wziac dopiero pod koniec lutego, nie ma problemu zeby poczekac, jesli maja pewnosc ze kicia trafi do dobrego domu.
Mnie jeszcze samej przyszlo do glowy kilka pytan, czy np. nie stresuje jej za bardzo odkurzacz...
Jak sami powiedzieli, ze poza kilkoma niekontrolowanymi ruchami na poczatku jest zupelnie normalnym kotem... Pewnie z czasemdo tego przywykniemy, na poczatku bedziemy pewnie trzasc portkami...
Oczywiscie odwiedza nas w domu przed zabraniem Julchen, zeby zobaczyc wszystko.
Wiadomo ze rodzi sie w glowie wiele pytan... ale zycie nie zawsze do najlatwiejszych nalezy. W moim zyciu jak do tej pory nie bylo przypadkow. Zawsze wszystko mialo jakis cel. Moze tak sie wszystko ulozylo zebym wziela Julchen do domu...
A poza tym... kocice uwielbiaja moja druga polowke... Choc nigdy nie mial kota w domu... Ach, ten meski czar...
