» Wto maja 13, 2008 16:20
Ponieważ w pewnym wątku, do którego linka nie zamierzam tu podawać, padło oskarżenie odrzucenia bardzo dobrego rozwiązania, jakim miało być umieszczenie tych kotek z kociętami w hoteliku przylecznicowym, pozwolę sobie tutaj wyrazić swoje zdanie, jako osoby w pewnym sensie postronnej, ale nie do końca. Nie można być postronnym, kiedy chodzi o koty w bliskiej okolicy.
Po pierwsze i najważniejsze - każde miejsce, gdzie pojawiają się chore koty, niesie ogromne zagrożenie dla życia maluchów. Czy to będzie schronisko, czy szpitalik w lecznicy, czy jakaś forma "hotelu" w najbliższym sąsiedztwie lecznicy wet. Małe kociaki o niewykształconej odporności mają znikome szanse w kontakcie z wirusem panleukopenii. Nie bez powodu w sezonie kociakowym pojawiają się dramatyczne apele o zabranie kociaków nawet z całkiem niezłych lecznic, do których trafiły z ulicy. I wiedziałam tu na forum niejeden dramat, kiedy DT zabierał takie kocie dziecko i to kocie dziecko w bardzo krótkim czasie umierało na pp przyniesioną właśnie z lecznicowej przechowalni.
We własnym domu widziałam efekt badania RTG kulawej dziczki, którą sterylizowaliśmy i mieszkała u nas w łazience - mimo odkażonego stołu przyszła do nas choroba (prawdopodobnie jakiś wyjątkowo paskudny zmutowany kk, który zaatakował nasze dorosłe, szczepione koty) która kosztowała nas i nasze koty mnóstwo stresu, nerwów, cierpienia.
Mając w DT nieszczepione kociaki, najbardziej ryzykujemy przywleczenie wirusa właśnie z lecznicy - dlatego jeśli to tylko możliwe, staramy się unikać niepotrzebnych wizyt w tym okresie. Hotelik przy lecznicy to niestety stałe ryzyko kontaktu z patogenami.
Nigdy nie zostawiałam w żadnym hoteliku kotów, nawet dorosłych, ale z tego, co wiem, domowe koty przyjmowane "na przechowanie" muszą być zaszczepione. Kociaki i dziczki szczepione nie są. O ile dorosłe z reguły mają już dużą odporność, o tyle kociaki nie. I dla nich to ogromne ryzyko.
Zwłaszcza, że w tym samym hoteliku przechowywane są chore koty wyciągnięte ze schroniska, gdzie, jak wiadomo, pp jest. W tym konkretnym przechowywany był np. słynny Borys, który jako jedyny przeżył z grupy kotów sterylizowanych w schronie.
Kwarantanna po pp w odpowiedzialnych domach trwa 6 miesięcy. Odpowiedzialne domy odkażają co się tylko da, ale i tak nie da się wszystkiego odkazić. W lecznicy - nie czarujmy się, też się nie da.
Kolejną sprawą jest oswajanie. Dzika kotka (naprawdę dzika, doświadczona matka) wrzucona do małej klatki z miotem kociąt z pewnością nie pozwoli na wyjmowanie ich kilka razy dziennie w celu oswajania i socjalizacji. No i kto miałby to robić - pracownicy w ramach czasu pracy? Lekko licząc 8 kociąt?
Do tego dochodzi czas przechowywania - chcąc wyadoptować kociaka odpowiedzialnie, nie należy się spodziewać, że dwa mioty znajdą dom w kilkanaście dni. Jeśli zostaną szybko wyadoptowane, to przynajmniej część z nich wróci do bezdomności albo będzie się dalej rozmnażać. A my będziemy je łapać jako dorosłe i ciężarne. I perpetuum mobile działa. Te kociaki nie mogą tam czekać prawie rok, jak Nika u Tweety i Chinka u mnie. Więc?
I jeszcze kwestia żywienia - koszt podany w propozycji dotyczył 1 kota, być może (czy ktoś to sprawdzał u źródła?) jednej kotki z miotem karmionym wyłącznie mlekiem matki. Kocięta 4 tygodniowe powinny być już systematycznie dokarmiane. Jak to miałoby wyglądać w praktyce, od strony kosztów i od strony organizacyjnej? Dojazdy wolontariuszy?
A wizyty przedadopcyjne?
To tylko część wątpliwości, jakie niesie takie rozwiązanie.
A piszę to jako osoba mająca aktualnie w garażu miot 4 kociaków z bardzo dziką matką i naprawdę nie są to teoretyczne rozważania.
U mnie taka rodzina zajmuje dwie połączone klatki - z przesuwaną przegrodą umożliwiającą dostęp do kociąt, kiedy matka jest po drugiej stronie. Taki prosty pomysł, ale czy do zastosowania w warunkach hotelikowych?
Zanim odrobaczysz, poczytaj:
viewtopic.php?t=86719 i zanim nafaszerujesz kota metronidazolem, sprawdź, czy nie ma zwyczajnie alergii na gluten...