Tiaaa... Tygrysia poszła wczoraj do weta. Była długo akolejka, bo trafiły się dwa ciężkie przypadki, ale kocinka w ogóle sie ytm nie przejmowała. Rozmruczała się w transporterku, po miziankach ucięła sobie niezłą drzemkę przyjmując - ku uciesze współkolejkowiczów - rozkoszne i zrelaksowane pozy. Po przebudzeniu, niczym nie zrażona bawiła się myszką. W gabinecie dała sie zbadać i obejrzeć. Wet orzekł, że ma jednak 8 tygodni, obejrzał oczy, uszy, zajrzał pod ogon, żeby zobaczyć pupkę
Wet: proszę pani, to jest kocur.
ja: eee... no nieee, no bez jaj, doktorze...
Wet: z jajami, jak najbardziej. Oba ma na wierzchu.
I tak wróciłam z kocurkiem
Poza dobrym zdrowiem, Tygryś cieszy się naprawdę niezłym samopoczuciem. Po pierwszym dniu - kiedy to był naprawdę przerażony i strasznie rozpaczał - okazało się że nie boi się dorosłych kotów, doskonale wie, do czego służy kuweta, jest absolutnie miziankowy (oczywiście pod warunkiem, że nie ma akurat ważniejszych spraw na głowie

- po prostu idealny kandydat na dokocenie.