Kociaki urodziły się w komunalnej kamienicy, gdzie żyją prości ludzie.
Po śmierci kotki, podejrzewając , że może byc więcej kociąt - stawiali w piwnicy jedzenie (?) i krowie mleko.
Tym sposobem kociaki zostały złapane.
Co w międzyczasie jadły ? Nie wiadomo....
Niestety są wzdęcia i biegunki.
Zaliczyliśmy w związku z tym pierwsza wizyte u weta.
Wet nie stwierdził nic poważnego, ale podał zastrzyki wzmacniające.
Zalecił Nifuroxazyd - 2 x dziennie po 5 kropelek na kociaka i smarowanie pupek Linomagiem.
Kuwetka zostawiona w klatce na noc - była w minimalnym użyciu. Rano - niestety trzeba było prawie kąpać kociaki, bo kupki były na pleckach, na główkach, na ogonkach.
Potem się suszyliśmy.
Potem jedliśmy śniadanko - gerberka.
A potem trzeba było kapac od nowa, bo gerberek był na pleckach, na główkach, na ogonkach.
I tak wciąż od nowa.
Kociaków jest sześć : biało-popielata Małgosia, biało-pręgowany Jaś, tygrysek, czarno-biały kocurek, dwa beżowe (w kolorze kawy z mlekiem).
Tygrysek i czarno-biały kocurek są w najlepszej formie.
O reszte - walczymy.
Chyba będa potrzebne mocne kciuki....
To jest Jaś :

Tygrysek :

Dwie beżowe ślicznoty - bardzo do siebie podobne :


Pupcie od biegunki - trochę popuchniete. Wet nie chciał definitywnie określać płci. Poczekamy z tym, aż się sytuacja ustabilizuje.
Kociaki wreszczą, wspinaja się po prętach klatki, wciąż chcę byc wypuszczane , przytulane.
Są bardzo absorbujące.
Gerberka jedzą same z miseczek, ale nie potrafią same pić mleka. Każdego trzeba karmić przez smoczek.
Kąpanie ich, suszenie, karmienie, masowanie, głaskanie, podawanie leków - zajmuje mi dziś cały dzień . Dobrze, że jest weekend. Nie wiem, jak to będzie od poniedziałku...

A najbardziej lubię takie chwile :
