Niestety grzybol z którym walczy Marinella ma zasięg ogólno polski
Okazało się, że mimo wszelkich starań i zabezpieczeń paskudztwo dopadło Shilunie. Dzisiaj byłyśmy u weterynarza, podobno nie jest źle, nie zdążyło sie jeszcze paskudztwo mocno rozwinąć. Mamy lekarstwo i będziemy walczyć.
I tu znowu musze pochwalić moja kochana kicie. Naczytałam sie strasznych opisów wizyt u weterynarza i nawet się nastawiłam na fruwające wszędzie kłaki Shiluni i lejącą się krew moją i lekarza. Okazało się, że zupełnie nie słusznie. Owszem Shilunia nie bardzo chciała współpracować przy wchodzeniu do transportera (nagle okazało się, że ma 150 łapek służących do zapierania się) ale uratowało mnie to, ze zgodnie z rada Natalii (bardzo dziękuję, sprawdziło się

) kupiłam transporter otwierany również od góry. Kicia bardzo skarżyła się kiedy wetknęłam ją do środka i prawdę mówiąc miałam straszne wyrzuty sumienia, ze robie cos co jej się tak bardzo nie podoba. Nie było jednak wyboru. Kicia po chwili sie uspokoiła i tylko wyglądała na bardzo przestraszoną. Podróż do weterynarza obyła się bez kłopotów. Za to w lecznicy była kolejka i kicia siedzieła skulona w transporterze i tylko patrzyła na mnie przerażona. Wiecie, doszłam do wniosku, ze ona się wcale nie bała weterynarza, tylko tego, że znowu ja ktoś zabiera z domu i wywozi nie wiadomo gdzie i może porzuci. Starałam się jej wytłumaczyć, że nie oddam jej za nic w świecie i niedługo wrócimy do domku. Chyba niektórzy ludzie się trochę dziwnie na mnie patrzyli

No ale prawdziwi miłośnicy zwierząt na pewno zrozumieli

Kiedy juz w gabinecie wyjęłam Shilunię, to wcale nie uciekała, nic z tych rzeczy. Przytuliła się mocno do mnie i tylko miauczała cichutko. Owszem, obcinanie pazurków które zaliczyła przy okazji nie podobało jej się ani trochę i starała się zabrać łapki, ale nic po za tym. Żadnego gryzienia i drapania. Tym razem bardzo chętnie wróciła do transportera. Kiedy wróciłyśmy do domku, miałam obawy, że kicia może się na mnie obrazić, za takie traktowanie, ale nie. Kicia bardzo się cieszyła, że wraca do siebie, a do mnie nadal bardzo się przytulała. Zjadła grzecznie kurczaczka, pomiziała sie jeszcze trochę i poszła odespać stresy. Przykro mi, że musze ja tak męczyć, ale chyba rozumie, że to wszystko dla jej dobra. Przynajmniej mam taką nadzieję. Dam jej trochę odetchnąć i zabieramy się za leczenie. mam nadzieję, ze szybko zwalczymy to okropieństwo.