Pilnuj w ciągu dnia żeby zjadł choć trochę, jako że to musi być rozwodnione to i wiadomo - napije się.
Jeśli to dla niego nie jest wielkim obciążeniem i potrafiłabyś sama to zrobić - pomyślałabym bardzo nad kroplówkami odżywczymi. Raz dziennie, trochę pod skórę, niech się wchłania, nawadnia, odżywia, nerki płucze. To kilka minut podawania.
Pewnie kocurek jest szczupły - omacuj mu brzuszek raz dziennie chociaż, czy nie czuć w nim twardych zgrubień, pełnego pęcherza - to się da zauważyć.
Osobiście myślę że ruszanie tego typu guza u Samuela było błędem

Trzeba było przeanalizować wady i zalety operacji, szanse na jej powodzenie, zrobić diagnostykę w kierunku przerzutów i zaawansowania zmian gdybyście operacji chcieli, podać leki obkurczające zmiany i przygotować Samuela do tak poważnej operacji a najlepiej pokierować Was do onkologa. Przecież w Warszawie jest.
Zrobić wszystko na spokojnie (parę dni nic by nie zmieniło na niekorzyść) - a nie usypiać kota do czyszczenia zębów a potem z marszu wziąć się za wycięcie połowy nowotworu w gardle, zostawiając resztę, bez wiedzy czy nie sięga niżej, czy nie ma przerzutów - za to z wiedzą że oddadzą kota z rozbabraną raną i kawałkami nowotworu.
Wrrr...
Co do wetów - myślę że w sensie byłoby zapisanie sie do Jagielskiego - już dziś, ma długie terminy, i pokazanie mu Samuela i wyniku badania wycinka.
Nie w temacie już leczenia... Ale może doradzi jakiś skuteczny w danym przypadku sposób prowadzenia paliatywnego. Na pewno w różnych nowotworach Jagielski ma większe doświadczenie niż inni weci. Powie o rokowaniach etc.
Bo może to coś nie złośliwego i co da się odpowiednim leczeniem na tyle opanować żebyście jeszcze sporo czasu dla siebie wywalczyli?
Chemia w grę nie wchodzi, ale są inne leki.
Sposoby.
To poszerzenie przełyku...
Pamiętaj by po karmieniu potrzymać trochę Samuela pionowo. Oprzyj sobie jego łapki i głowę i ramię.
To powinno zmniejszyć ryzyko wymiotów.