rudalia pisze: /.../ okazało się, że było już po walce a Mako po prostu pilnował swoją ofiarę, dlatego obydwa były spokojne kiedy wróciłam.
Wspolczuje bolu koteczkowi i Twojego dodatkowego stresu.
U nas bylo bardzo podobnie. Poniewaz Teddy nie okazywal zadnej jawnej agresji, no kotek do rany przyloz, a Sissi nie i nie, to ja myslalam przez dlugi czas, ze to ona nie chce nowego kota w domu i dlatego tak przed nim ucieka. Nie rozumialam, ze ona sie go panicznie boi i ze ma powody. Pare razy pojechalam do sklepu i zostawilam ich samych bez separowania i po powrocie dokladnie taka sytuacja jak u Ciebie - kotki siedza bardzo spokojnie, daleko od siebie ale spokojnie. To mnie jeszcze bardziej zmylilo i bylam juz wtedy prawie pewna, ze to przy mnie dzieja sie konflikty i ze po prostu nie bede sie mieszac w ich sprawy. I tak nie mieszalam sie, az pare dni pozniej zaatakowal ja na calego w nocy. Kiedy wpadlam do pokoju slyszac jej wrzaski, to lezala pod stolem na grzbiecie we wlasnych odchodach, bo ze strachu zrobila pod siebie, a Teddy stal nad nia i nie popuszczal.
Wtedy dopiero zaczelo mi dzwonic o co chodzi, i zaczelam ich uwazniej obserwowac.
Kiedy koty sie bija, to sytuacja jest jasna. Ale kiedy nie bija sie i oba wygladaja calkiem spokojnie, to trudno zauwazyc te subtelne sygnaly, ze jeden jest non stop terroryzowany przez drugiego.
rudalia pisze:Jak znoszę sytuację między kocurkami? Nie najlepiej, martwię się z tego powodu nieustannie, do tego stopnia, że pojawiły się u mnie problemy z bezsennością. Mam też ogromne wyrzuty sumienia, w końcu po pierwsze, gdybym nie zdecydowała się na drugiego kota, obydwa miałyby lepsze, "pełniejsze" życie, po drugie, to z mojej winy jest ten konflikt, gdybym zadała sobie trochę więcej trudu i poszukała informacji na temat dokocenia przed wzięciem drugiego kota, możliwe, że teraz nie byłoby problemu.
To samo tutaj. Nie mam zycia. Nie jestem w stanie zrobic nic przyjemnego dla siebie, od kwietnia wychodze z domu tylko kiedy musze, "bo koty".
Nie ma tej radosci z obcowania z kotami, tylko ciagle lamanie glowy co zrobic.
Teddy jako czarny i otyly kot szanse ma minimalne na znalezienie kochajacego domu, chociaz to cudowny kot, ale malo reprezentacyjny i ma "niewlasciwy" kolor. A gdziekolwiek nie oddam byle tylko sie pozbyc problemu. I kolko sie zamyka.
rudalia pisze: na moje i kotów nieszczęście nie wiedziałam wtedy, że nie nalezy wypuszczać nowego kota "na żywioł"
Wiesz co, nie wyrzucaj sobie. Poprawna introdukcja tez nie jest gwarancja powodzenia. Posiedzialam przez kilka miesiecy na amerykanskim forum, i tam kazdy dostaje instrukcje "one size fits all" jak wpuszczac nowego kota, i przynajmniej polowa wraca na forum z problemami i placzem, ze wlasciwa introdukcja nie pomogla i w domu maja sajgon tak czy inaczej.
Nie dzialaja rowniez re-introdukcje, i w efekcie wiele kotow spedza i tak miesiace za miesiacami w izolatkach, w nadziei opiekunow, ze kot zapomni i ze sie zresetuje. Zaczelam sie nad tym zastanawiac, sama tez probowalam kilka razy bez sukcesu, i lekko watpie w to zapomnienie kota o tym, ze tego drugiego nie lubi albo boi sie go. Gdyby koty zapominaly, to nie mialyby PTSD na przyklad, moje koty nie poznawalyby mojego syna odwiedzajacego mnie raz gora 2 razy w roku, a jednak zawsze rozpoznaja go juz w drzwiach, to jak to jest z tym zapominaniem...?
rudalia pisze:koty były pod nadzorem, nie dochodziło do ataków, Quanah nawet spał ignorując Mako, chociaż on obserwował swoją ofiarę przez cały czas, nie wyglądał na kota który po prostu sobie leży, on cały czas czyhał.
Dokladnie tak. A jak tylko sie odprezysz i przestaniesz na chwile byc czujna, to nagle kolejny dramat, no nie bylo Cie w pokoju na sekunde i znow trauma. Ja mysle, ze ten sposob Terri z poduszka dziala dlatego, ze ja do tej pory reagowalam albo w trakcie, albo juz po, a ten sposob polega na reakcji PRZED. Znaczy tylko przyfiluje na Sissi i juz ma poduszke przed nosem i NIE. Teddy jest zdezorientowany, to go wybija z tego przebieglego rytmu i co chwile ma wybor albo zajac sie czyms innym, albo wiac na gore i lezec tam samemu i sie nudzic. Na poczatku zwiewal, a teraz coraz czesciej i coraz dluzej jest z nami na dole bez wlepiania sie w Sissi. Dodatkowo pomaga kazdy moment w ktorym ona nie okazuje strachu, chocby najkrotszy, na przyklad on przechodzi a ona akurat nie ucieknie - to mu psuje schemat polujacego i ofiary i coraz mniej go to interesuje kiedy nie ma tych potrzebnych do polowania emocji.
Tylko caly czas musze byc czujna, zeby mu wejsc w droge jak tylko na nia lypnie. ale wiesz, po tylu miesiacach napiecia, jeden czy dwa wiecej nie robia mi wielkiej zmiany, a kiedy widac efekty to rosnie rowniez motywacja.
rudalia pisze:Wszystkie koty poza tymi dwoma pierwszymi dogadują się ze sobą w mniejszym lub większym stopniu, nie ma problemu żeby przebywały w jednym pomieszczeniu. Niestety na konflikt między Quanah i Mako nie działa nic, ani Feliway, Felifriend, krople Bacha, RC Calm, Kalm Aid, ćwiczenia zalecone przez behawiorystę (moze problem w tym że koty miały zalecone ponowne zapoznanie się, podczas gdy one znały się juz naprawdę świetnie). Próbowałam spotykać je przez klatke, tzn. agresor w klatce, drugi kot na zewnątrz, obydwa dostawały swoje ulubione kocie przysmaki. Quanah w sytuacji gdy Mako jest w klatce potrafi się zrelaksować, je i ogólnie go ignoruje. Mako ignoruje wtedy przysmaki (za którymi przepada w normalnej sytuacji, za ich pomoca mogę go prowadzić przez mieszkanie jak flecista z Hameln), macha ogonem i obserwuje przyczajony. W końcu oczywiście Quanah wyłapuje nerwową atmosferę, zaczyna warczeć i chodzić na ugiętych nóżkach. Na jego nieszczęście jest ogólnie lękliwym kotkiem więc pewnie ten jego lęk bardzo prowokuje.
To samo, wyprobowalam wszystkiego, o czym piszesz.
Tak sobie mysle, ze te rozne srodki uspokajajace moga kota uspokoic, fajnie, ale nie zmienia sposobu postrzegania tego drugiego, i to wszystko tylko sie kumuluje, chyba zeby byly naladowane uspokajaczami i lezaly jak szmatki caly czas, a przeciez nie o to chodzi.
Dlatego ja tez zdecydowalam sie w koncu na fluoxetine, zeby wymusic wiekszy poziom endorfin i przyjazne nastawienie do swiata przy jakimkolwiek programie behavioralnym, bo inaczej moge mu sypac cukierkami przez caly dzien i latac za nim z poduszka, ale jesli nie przestawi mu sie troche w glowie, to i tak dorwie Sissi przy pierwszej sposobnosci.
Ze Szczylkiem Teddy przyjazni sie coraz bardziej, bo Szczylek nieswiadomy dramatu, chce sie bawic i tyle. Na poczatku Teddy probowal go zdominowac, ale Szczylek bral to jako zabawe i tez za Teddy'm gonil i skakal na niego, tak ze Teddy zaskoczyl ze Szczylek nie nadaje sie na ofiare, bo nie boi sie brzdąc. Od tej chwili drzemia sobie razem, tula sie i ganiaja po domu na zmiane. Mysle, ze to jest rowniez dobre dla Teddy, mozliwe ze on nie zna przyjazni z innym kotem, ze ma zakodowane ze inne koty to konkurencja do jedzenia i schronienia i ze trzeba je tepic, Szczyl jakby troche lagodzi mu psyche.
rudalia pisze:Obecnie Mako (agresor) przyjmuje fluoksetynę, najpierw 1/4 tabletki, od ok. tygodnia połówkę (wszystkie zmiany po konsultacji z weterynarzem) - na razie nie widzę większej różnicy w jego zachowaniu. Quanah nie dostaje żadnych leków, weterynarz uznała, że fluoksetyna mogłaby początkowo zwiększyć jego strachliwość.
Ile mg dziennie dostaje? Najpierw 2,5 a teraz 5 mg?
Czy zauwazasz duze skutki uboczne? Jak przyjmuje leki, bez problemow?
Po tygodniu mozesz czesto widziec glownie przejsciowe skutki uboczne, efekty zaczynaja pojawiac sie po ok. 2 tygodniach (10-14 dni), a pelen efekt po ok. 4 tygodniach.
Ja dostalam tabletki dla Teddy i Sissi (dla Teddy konska dawke 10 mg dziennie, ale dawalam mu tylko 5) i najpierw bylo milo, ale po paru dniach koty nie tylko mialy lęki jako skutki uboczne, Teddy mial rowniez panike przed tymi tabletkami, bo one sa okropne w smaku, i chowal sie caly czas pod lozkiem. Syczal kiedy sie zblizalam, tak ze nawet nie moglam wyciagnac kota spod lozka zeby mu znow wciskac tabletke rano i wieczorem, i poprosilam o zmiane recepty na krem na uszy. Ten krem jest ok 10% w stosunku do tabletek, czyli dziala wolniej, ale tez ma znikome, prawie zadne widoczne skutki uboczne.
Dostaje 4 mg na ucho rano i wieczorem, po 10 dawkach zaczelam widziec zmiany w jego zachowaniu, jest pogodniejszy, coraz bardziej odprezony i podobny do kota w sensie "co sie bede stresowal...?"
Nasz vet tez Sissi nie przepisal, ale jutro ide ze Szczylkiem do szczepienia i poprosze o krem rowniez dla Sissi. Zapodalam jej kilka razy z rzedu kremu Teddy i widze, ze dziala na nia dobrze, nie gwaltownie, ale tak leciutko ja odpreza, nie jest taka ciagle na warcie po tym kremie.
Ona musi mu pokazac, ze sie go nie boi. Wystarczy pare razy i Teddy nie bedzie wtedy juz tu mial zadnego "wroga" do zwalczania, moze wreszcie poczuje sie wtedy bezpieczny...
rudalio, jesli Twoje koty dobrze znosza prozac, to jeszcze 2-3 tygodnie zanim bedziesz mogla ocenic, czy daje efekty.
Moze gdzies za tydzienlub dwa sprobujesz takich 5-minutowek dziennie na przyklad? Z poduszka, i za kazdym razem Mako spojrzy na Quanah, poducha przed nos i NIE. Za kazdym razem kiedy nie spojrzy tylko zajmie sie czyms innym - cukierek.
Tylko zeby Quanah nie uciekal i nie plakal pod drzwiami zeby go wypuscic od Mako, bo to jest dla Mako jak odbezpieczenie granatu...
Jesli po kilku sesjach wciaz bedzie uciekal na sam widok Mako, to moze vet cos jemu tez zapoda...?
Zaraz wstawie update naszej sytuacji.