Wróci do właściciela wykastrowany, nie będzie się włóczył ani wdawał w bójki, więc zmaleje ryzyko kolejnego wypadku.
Będziemy go odwiedzać. Rozmawialiśmy z przyszłą synową właściciela, dziewczyna lubi koty i obiecała się nim opiekować. Jest nam wdzięczna za opiekę nad Grubasem, bo ona sama nie miała możliwości się nim zająć, dołożyła się do leczenia, przez co nie musimy szukać nigdzie pomocy
W normalnej sytuacji bylibyśmy nawet w stanie zapłacić sami, ale teraz odkładamy na sterylkę dwóch kotek, które przychodzą do moich rodziców na jedzonko - rodzice wzięli je pod opiekę, ale tata niedawno stracił pracę więc obiecaliśmy z mężem zapłacić za zabiegi bo obie dosyć już się narodziły kociąt, poza tym nie wolno rozmnażać kotów, dosyć jest bezdomniaczków, które szukają domku.
Kocice kończą karmić i trzeba je na dniach ciachać zanim zajdą w kolejną ciążę.
Kiedyś to było normalne, że kotki na wsiach rodziły co roku kocięta, mentalność ludzi w mojej okolicy niestety za bardzo się nie zmieniła od tamtych czasów i mało kto widzi potrzebę kastracji, prócz nas chyba tylko jeden sąsiad ma ciachniętą kociczkę... Odkąd mam swoje koty moja świadomość w temacie wzrosła, ale społeczeństwo widocznie potrzebuje czasu, zanim wszyscy uznają kastrację za konieczność.