Trochę nie pisałam, bo raz - nie miałam żadnych wieści albo nie mogłam się dodzwonić do opiekunek Polly, dwa - byłam diabelnie zajęta i zasypiałam przed kompem. Złość i smutek, bo długo była niedostępna klatka-łapka, a jak w końcu przyniosłam w miejsce, które wskazała karmicielka, kotka zniknęła. Przeszukałyśmy piwnicę, kiciałyśmy, nastawiłyśmy klatkę-łapkę i nic. Nie dość że kotka się nie złapała, to ŻADEN kot się nie złapał, a jedzenie leżało nieruszone. Trzeciego dnia dozorczyni znalazła nieżywą kotkę leżącą w jednym z piwnicznych korytarzy. Kotka była chuda i wyłaziła jej sierść, na grzbiecie miała kilka dredów nawet, więc podejrzewam że była chora. Ale jadła za dwóch. Karmicielka upiera się, że ktoś ją otruł. Trzy wieczory wyjęte z życiorysu i wyrzuty sumienia, co by było gdyby tę klatkę wcześniej skombinować...
Próbowałam też ćwiczyć dyplomację na lasce, która zgłosiła się jako DT, mimo iż kompletnie nie miała warunków i do tego odmówiła wizyty wolontariuszki u niej w domu, ale mimo to wzięła do siebie koty od znajomej fundacji i po dwóch tygodniach stwierdziła, że nie stać ją na ich utrzymanie. Napisała do nas, żebyśmy finansowali te koty. Niestety nie jesteśmy w stanie finansować wszystkich kotów we Wrocławiu. Oszczędzę Wam epitetów, jakimi nas obrzuciła na zakończenie korespondencji.
No to wróćmy do Polly, bo z tej strony same chmury gradowe, a tam - całkiem nieźle.
Wistra, bardzo wielkie dzięki za kapsułki. Myślę, że zostawimy je dla innego potrzebującego kota, jako że w sobotę w południe (pojutrze)będę już w Sosnowcu i dowiozę feliwaya. Ale bardzo bardzo dziękuję!
Może się nawet okazać że feli nie jest aż tak bardzo potrzebny - wczoraj wieczorem udało mi się dodzwonić wreszcie do Pani Oli (do P. Danusi od dwóch dni nie dało rady się dodzwonić) - Polly zdecydowanie w lepszym humorze, wychodzi z klatki, spaceruje po pokoju, bardziej kontaktowa. Zaczęła normalnie jeść i bardzo jej smakują te paszteciki hillsa dla stareńkich chorych kotków (dostała trochę hillsa na wspomaganie trzustki i trochę intestinala RC). W przyszłym tygodniu mamy nadzieję jej zrobić USG jamy brzusznej, ale zastanawiam się czy to słuszne, skoro po tamtych wizytach u weta co dwa dni tak się zdołowała że przestała jeść, a wyniki krwi ma przecież dobre... Nie wiem sama, może coś poradzicie?
Poprosiłam Panią Olę, żeby wzięła dla mnie fakturę za leczenie i jedzonko weterynaryjne Polly (wspomagające stareńkie kotki od hillsa i RC), Pani Ola wyłożyła niemało z własnej kieszeni, a sama ma u siebie wiele kotów, też tymczasuje i sama nie prosi o pomoc, ale jak trzeba było to założyła za Polly.
Przy okazji -
BARDZO BARDZO DZIĘKUJĘ, ŻE NADSZARPNĘLIŚCIE SWOJE DOMOWE BUDŻETY, ŻEBY POMÓC FiNANSOWO W LECZENIU POLLY! DZIĘKUJĘ!
