Westi pisze:Przepraszam najmocniej, chciałam podsumować fakty.
Paulusek mieszka w Stęszewie, 20km za Poznaniem i co może zrobić od siebie dla tego kota, skoro:
- nie ma jak jechać po klatkę do Poznania
- nie ma grosza, żeby za nią zapłacić kaucję ani zapłacić na transport (a co z leczeniem w takim razie?)
- nie ma jak zawieźć kota do weterynarza
- nie ma gdzie trzymać
Czy poza pisaniem na forum jest w stanie zrobić cokolwiek czy mamy przyjechać, zawieźć, odwieźć, wyleczyć, przetrzymać?
11 razy miałam to samo i zrobiłam coś więcej- dałam DS.
Po tych 11 razach miałam 2 kolejne i to już było zbyt wiele, jeśli chodzi o trzymanie i utrzymanie kota + leczenie.
Wyobraźcie sobie że nie mieszkam sama, nie jestem właścicielem domu w którym mieszkam, a ów właściciel wiele razy wchodził ze mną w konflikt z powodu kotów, kolejnego nie chce widzieć na oczy (a propos całą akcję przed nim ukrywam), tym bardziej że na chwilę obecną moje koty + ja jesteśmy na jego utrzymaniu, nie pierwszy raz.
Praca jest i nie ma, jest i nie ma itd.
Z tym kotem jest sprawa trudniejsza, dotąd nie spotkałam się z takim dziczkiem!

Westi pisze:Przepraszam, ale szału dostaje jak czytam, że ktoś kto żyje na codzień 20 km do Poznania i jeździ do niego
normalnie pociągiem lub PKSem, nie może tym razem wsiąść w pociąg i przyjechać po klatkę. Dlaczego?
Bo za duża? Znam prężnie działające w Poznaniu dziewczyny, które pociągami wożą koty na drugi koniec Polski, które pakują się
w tramwaje i autobusy z łapką pod jedną pachą, kotem w transporterku pod druga i walczą nie narzekając - a tu
odbiór klatki z Poznania staje się przeszkodą nie do przejścia od 2 dni.
Sorry.
Ja nie jeżdżę do Poznania co dzień, nie szukam nawet teraz tam pracy bo skąd wezmę kasę na dojazdy? Ci co mieszkają w dużych miastach tego nie zrozumieją, nie znają kosztów... Nigdy dotąd nie jechałam też z taką klatką PKS czy MPK więc trudno mi to sobie wyobrazić, wiem tylko po sobie jak namęczyłam się z ostatnią sterylką, taszcząc kota w transporterze przez pół Poznania "z buta" by zaoszczędzić na MPK (zdaje się najdroższym w Polsce, czy nawet w Europie

Cała akcja też musi być bez wiedzy właściciela domu, więc jak mam niby prosić o pieniądze czy iść domu z klatką aby ktoś mnie zobaczył, tu wszyscy się znają a co za tym idzie ludzie dowiedzą się że pomagam kotom i zaczną mi je podrzucać!!!

Mogę jedynie kota przetrzymać jakiś czas, ukryć może się uda kilka dni, tydzień (?) odejmę trochę jedzenia od reszty kotów, zabiorę do wet u nas w mieście (fundacja zgodziła się pokryć koszty leczenia), ale powtarzam warunki będą dla niego bardzo złe jak na leczenie i czas po sterylce!