Kilka tygodni temu znajoma opowiadała mi o swojej kotce, że była potrącona przez samochód i na kroplówce była. Że ja nie pomyślałam o tym, żeby zapytać tej znajomej gdzie z kotem była! Nawet innej znajomej mogłam zapytać o jakąś dobrą lecznicę! Nawet nie wiedziałam, że mamy jakąś porządną lecznicę, gdzie można zostawiać zwierzęta, bo jest tam szpitalik! Proszę nie myślcie, że się tłumaczę, ale częściowo moją czujność uśpił weterynarz... Zawsze chodziłam do tego weterynarza. Z każdym zwierzakiem... Nie szukam winnych, bo jeśli ktoś jest winny to ja, ale zastanawiałam się nad tym, czy weterynarz zrobił na pewno wszystko? Jak zaniosłam kota pierwszy raz to uciekł z pojemnika. Ja go łapałam z mamą, a weteryanrz stał i patrzał... Potem tylko lekko uchyliłyśmy pojemnik, a on zaświecił latarką i obejrzał ranę. Powiedział, że można ranę przemywać. Wysunęliśmy lekko tylne łapki i dał kotu zastrzyk. Potem za drugim razem to samo. Latarka do pojemnika i lekko wysunięte łapki do zastrzyku. Za trzecim razem mówimy weterynarzowi, że kot nie je, nie pije, jest słaby i miauczy dużo. Weterynarz nadal daje mu dwa zastzyki i mówi, że to osłabienie... Zapytałam dzisiaj innej pani weterynarz co ona na to. Powiedziała, że skoro kot był niewykastrowany to mógł dostać jedną z 3 chorób wirusowych, na które nie ma lekarstwa i duża częśc kotów pada na te wirusowe choroby do 5 roku życia. Ona osobiście wiele takich ran leczy, ale głównie u kotów działkowych, wykastrowanych. Powiedziała mi również, że to wirus mógł go zabić, a to, że załatwiał się pod siebie to niekoniecznie nerki tylko osłabienie. Według niej weterynarz powinien zainteresować się dlaczego kot jest tak słaby, nie je i nie pije, ale ona nie dopatrywałaby się w tym co zrobił błędu, tylko raczej myślała, że dopadł jego osłabiony organizm wirus... i to mógł być powód... Nigdy nie będę wiedzieć, bo nie było badania krwi. U weterynarza czeka się przynajmniej jeden dzień, a w tej lecznicy robią badanie krwi za 1,5 godziny...
Gdybym wcześniej pomyślała o tej lecznicy...
I nie uwierzyła tylko weterynarzowi, który nawet kota dobrze nie dotykał...
I gdybym zrozumiała, że Śnieżek wtedy kiedy tyle miauczał nie żegnał się ze mną, tylko płakał, bo przeczuwał co będzie i prosił o pomoc...
to może by żył...
Śnieżku wybacz... błąd mojego życia...



