No, Ruda nawet jakoś strasznie przy tym kubraczku nie grymasi. Trochę dziwnie chodzila przez pierwszą godzinkę, ale się przyzwyczaila i nawet nie robi scen jak jej go 3 razy dziennie zdejmuję i zakladam spowrotem, bo muszę jej szwy smarować. W ogóle to jest tak kochana, że szok. Wczoraj jak wrócilam z pracy to powitaniom nie bylo końca. Zadecydowala, że teraz 15 minut dla niej, zdążylam tylko zdjąć kożuch i już musialam się pieścić. Daje mi buzi i ociera się lebkiem o mój policzek, wlazi na mnie i ogólnie mnie rozbraja. Wkrótce poznalam przyczynę tego

Wchodze do kuchni, a tam wszędzie szklo... No tak, zbila szklankę (nie wiem jak jej się to udalo, ale dla chcącego nic trudnego). Przyklęklam i zaczęlam zbierać, ona przyszla i się przymila, wchodzi mi pod ręce, miauka i ogólnie jest skruszona. A nawet nic jej nie powiedzialam - bez przesady, co to za problem, jedna szklanka. Gorzej jakby to byl moj marokański wazon, ale go ustawilam chyba w miarę bezpiecznie
smieszna byla, mówie jej - kiciulku, no nie gniewam się przecież na ciebie. Ale dopiero po kolejnej porcji pieszczot byla chyba przekonana. I w ramach skruchy nie robila żadnych problemów ze smarowaniem szwów i lapki i zakladaniem wdzianka.
Potem byl tzw. chillout, ja pod kolderką, z książeczką i herbatką, kocia na mnie i cudo. wpadla moja mam, a ja do Rudej mówię "Babcia przyszla

" Moja mam najpierw padla trupem, a potem umarla ze śmiechu (tak, wiem, to nie jest logiczne zdanie...) A teraz wszystkim powtarza, że ma wnusię. marcina wczoraj nie bylo, bo mial parę rzeczy do zrobienia, ale dzwonil i kazal ucalować mlą Rudą. Fajnie. Jest naprawdę super.