Eeeee...

No też trochę mnie poniosło, więc jeśli AnielkaG tu zajrzy, to przepraszam też za zbyt kompulsywną reakcję.
Problem w tym, że nie mogę się zgodzić na dawanie wody na powietrzu kotom wolnożyjącycm, przynajmniej tam, gdzie dokarmiamy my. Jedna z karmicielek zostawia kotom wodę na cały dzień. Przy tych mrozach, które bywały, naprawdę szybko tworzy się lód.
Z lodu to się kot i tak nie napije (dwa razy liźnie językiem i to wszystko), a jest tam np. jeden ukochany seniorek (wygoniony chyba z domu kiedyś), który co jakiś czas ma chore gardło i frycha (bo mieszkał kiedyś w ciepełku?) i jak "pije" ten lód, to aż mną zgrzyta.
Problem rozwiązany jest tak, że koty zimą dostają codziennie ciepłą zupę, roznoszoną w termosie i mają ją zjeść przy karmicielce, potem miski są zabrane bo z zupy i tak się robi lód. Te co nie przyszły mają suche. Ale jest to
stała pora karmienia i raczej wszystkie przychodzą. Na swój sposób karmienie tam to luksus - koty są karmione 2 razy dziennie. 1 - mięsem i saszetkami, 2 - zupą.
Piszę o tym, bo każde miejsce karmienia wygląda inaczej. U nas z tzw. ciepłych miejsc są tylko budki w ogródkach, a naprawdę ciepła jest tylko 1 otwarta piwnica, z której korzysta tylko
jedna kotka, reszta tej piwnicy unika, a jeden kot zgubił sie w niej ostatnio na 2 tyg. i wrócił z piwnicy na "wolność" z niezłą traumą.
Wracając do tych koteczków, są rzeczywiście już starsze, u cyca na bank nie wiszą i im dłużej tam zostaną tym bardziej zdziczeją i zrobią się nieufne. Mimo wzystko jestem za złapaniem
w miarę szybko, kiedy tylko będzie jakieś DT lub coś na kształt DT, kotkę można byłoby tam wypuścić, jeśli dużej uda się zrobić jakieś ciepłe legowisko: kartonik z kocykami itp. Jak ludzie zobaczą, że maluszków nie ma i nie dorośnie tam stado "dzikich" kotów, kocica wysterylizowana, to myślę, że bardziej zaakceptują sytuację.
A z ulotkami - jak obiecałam, pomogę.