Witam

Zarejestrowałam się specjalnie, by opisać swoje doświadczenia z moim dzikusem

Wcześniej czytałam o waszych doświadczeniach

Mój kocur jest kotem podwórkowym. Widywałam go z okna, jak adorował kotkę z naprzeciwka (kotka mieszkała u sąsiadki z parteru). Sąsiadka często go przeganiała, gdy wchodził do niej na parapet, albo widywałam go, gdy szczuto go psami

Wyrzucałam jedzenie z obiadu za okno (fajne mięsko

) i kot ten zaczął do mnie pod okno przychodzić. Jadł sobie późnym latem i jesienią 2010 roku, zimą przestałam go widywać. Wiosną wrócił i znów zaczął jeść pod moim balkonem. Czasem był nawoływany do wskoczenia i pewnego razu się odważył (gdy przez kilka dni zapomniałam rzucić za okno żarcie

). Potrafił zjeść z ręki, lecz na próby głaskania syczał i się wściekał

Gdy tylko zjadł w kuchni, od razu zwiewał balkonem, aż latem 2011 wlazł w deszcz do mieszkania i schował się za firanką. Zostawał tak po 15, 20 min. aż przedłużył sobie wizytę do godziny - bywałam wtedy w domu sama i byłam b. delikatna by go nie wystraszyć. Słuchajcie, wszedł wtedy na łóżko i położył mi przednie łapy na nogach a pupa kota na łóżku siedziała - jakby w podzięce

Potem zaczął sypiać po kilka godzin nawet u nas, aż się pospieszyłam i chyba jakoś w sierpniu, choć zdarzało mu się syczeć na głaskanie, wzięłam go na ręce. Myślałam, że mnie zaatakuje, syczał i wściekał się ostro. Od tego momentu nie chciał już zostawać na dłużej, i choć wcześniej zdarzyło mu się dwa razy przyjść i położyć mi się w nogach, przestał to robić. Przychodził nadal, a ja przestałam go głaskać - myślę sobie, jesteś niedotykalski, to sam mi pokaż, kiedy będziesz chciał się do mnie zbliżyć.
Nie głaskałam go kilka miesięcy, aż w końcu przyszedł do mnie w nogi

Już tego potem nie robił, ale nastąpił przełom - być może związany też z tym, że po żarcie przychodzi młodsza konkurencja, którą karmię pod balkonem i nie wpuszczam do domu (też kocur). Kot daje mi się głaskać i nawet grzbiet przy tym do góry unosi - chyba dosyć zadowolony, choć jeszcze trochę spięty - ale wyraźny postęp nastąpił. Ostatnimi czasy też dużo do niego gadam pieszczotliwym, spokojnym tonem. Daje się pogłaskać tylko mnie, na moje dziecko cichutko charczy (mały jest żywy i kot się go boi).
Zatem - podwórkowca oswoić się da, trzeba tylko sporo czasu i cierpliwości

no i pogodzenia się z faktem, że typowo domowy nie będzie, bo ulica go wychowała i bardzo ceni tę wolność uliczną

Zobaczymy, co jeszcze z czasem nasz kot wymyśli

A- jego ukochanej już nie ma - zdechła. On nadal tu przychodzi - do mnie, choć w naszym rejonie bywa już rzadziej - tu brak dziewczynek, więc chyba szuka gdzie indziej
