Jek pisze:No cóż z mieszanymi uczuciami przeczytałam to, co napisałyście do tej pory. jak zwykle prawda leży pośrodku. Nie da się zmienić świata i każdy pomaga jak może w danej chwili i jak uważa za najlepsze w tym momencie. Ważne by coś robić a nie popadać w marazm i stagnację. Ze swojej strony jako świeży forumowicz i świeży adopcyjny Duży mogę tylko dorzucić kamyczek do ogródka - a co ze zwierzakami już zaadoptowanymi i ich opiekunami? Czy mogą liczyć na jakieś wsparcie? Ja bezskutecznie dopytuję się o jakąś radę i pomoc - bez odzewu. Moje wetki potrzebują danych o przeszłości kici, żeby ją leczyć, ale nie wiem skąd je uzyskać. Nikt mi nie chce ( albo nie może) pomóc. Zostałam sama z problemem. A szkoda, bo zwierzaczek się męczy. Może jestem niesprawiedliwa, ale wydaje mi się to trochę nie w porządku. Jakby ktoś coś wiedział, proszę o info na pw. Pozdrawiam wszystkich pozytywnie "zakoconych".
Jek, link do wątku podesłała mi Jerzykowa i poczułam się wywołana do odpowiedzi, bo mnie też pytałaś o informację w sprawie kotki.
Odpowiedziałam Ci wtedy, że w tym czasie kiedy kicia trafiła do schroniska (wrzesień i połowa października br.) nie jeździłam do schroniska z powodu chorego tymczasa. Twojej kici nie widziałam na oczy i nic o niej nie wiem. Podejrzewam, że nawet gdybym miała okazję ją poznać w schronisku też nie potrafiłabym Ci powiedzieć o niej niczego. Koty, które tam trafiają są podrzucane, znajdowane błąkające się po mieście i przywożone tutaj, zostawiane bez słowa informacji, nawet jak oddaje je opiekun to udaje, że to nie jego kot itp, itd. Nie przypominam sobie ani jednej sytuacji (a jestem wolontariuszką prawie od dwóch lat) żeby ktoś oddając kota powiedział: "chorował czy choruje na to czy na to, a tu jest jego książeczka zdrowia". A, przepraszam - raz ktoś dołączył książeczkę.
Gdy jakiś kot zaczyna chorować w schronisku trzeba go diagnozować od początku, szukać przyczyn dolegliwości.
Nawet jeśli CoolCaty widziała kotkę czy miała ją przez kilka dni w lecznicy to podejrzewam, że wie o niej niewiele - bo i skąd. Jeśliby robiła jakieś badania i miała informację o chorobach kotki, to na pewno By Ci te informacje przekazała przy wydawaniu koteczki. CoolCaty nie jest osobą, która działa na zasadzie "byle wypchnąć kota, a potem niech się opiekun martwi" - to ktoś, która pomaga ile może i dużo ponadto. Czasem można pomóc tylko w ograniczonym zakresie, mimo chęci, niestety.
Można oczekiwać pomocy i informacji od kogoś, kto był opiekunem kota przez dłuższy czas. W przypadku kota wziętego ze schroniska naprawdę trudno cokolwiek powiedzieć "na oko" i trudno mieć pretensje do wolontariuszy, czy pracowników schroniska, że nie mogą, nie potrafią pomóc. Nie dlatego, że nie chcą. Chcielibyśmy bardzo, wierz mi. Jesteśmy jednak bezradni. Wiemy tyle co Ty czyli nic.
Powiedz, dlaczego chcesz ją izolować - z tego, co zrozumiałam nie masz innych kotów w domu ? Co do zarażenia ludzi grzybem, świerzbem czy jakąkolwiek inną chorobą skóry od kota to powiem tylko, że w schronisku od 2 lat biorę na ręce, przytulam, dotykam kotow z najprzeróżniejszymi problemami skórnymi - i nigdy niczego od nich nie złapałam, niczego nie przyniosłam do domu, nie "sprzedałam" moim kotom, nie mówiąc o domownikach. Nie tak łatwo się zarazić grzybem od kota, naprawdę (aczkolwiek podobno zdarza się).
Częstą przyczyną biegunek są np. lamblie - wynik testu masz od ręki. Może warto to sprawdzić na początek. Może ma problemy z trzustką, może stan zapalny jelit ? jeśli kicia miała robioną morfologię to będzie to widać.
Powiem tak - moja pani wet. leczyła moje koty adoptowane ze schroniska i tymczasy nie czekając na informacje, o tym, na co kot chorował wcześniej. Miały długotrwałe biegunki, grzyba, i inne "kwiatki". I leczyła je z bardzo dobrym skutkiem, choć czasem szło opornie. Dla mnie wet., który "potrzebuje danych o przeszłości kici, żeby ją leczyć" to niezbyt dobry wet. Dobry zleca badania i na tej podstawie stawia diagnozę i wdraża leczenie. Mogę dać Ci linki do wątków kotów adoptowanych z łódzkiego schroniska, których nowi opiekunowie borykali się z różnymi problemami, np. z tym koszmarnymi biegunkami. Nie przypominam sobie, żeby wet. którejś z tych osób nie podjął się leczenia dopóki nie uzyska " wiedzy o przeszłości kota." Robili badania, podawali leki i tak aż do skutku czyli wyzdrowienia, czasem nieprędkiego. Twój kot "się męczy" (jak napisałaś) nie dlatego, że wolontariusze czy konkretnie CC nie udzielili Ci informacji (z tego prostego powodu, że ich nie posiadają) - a dlatego, że moim zdaniem Twoi weci dość niemrawo biorą się do leczenia, a przynajmniej tak to odebrałam po lekturze Twoich postów.
Nie odbierz źle tego co napisałam - nikt nie zostawił Cię bez informacji, bo ma Cię w nosie. Po prostu taka jest smutna, schroniskowa rzeczywistość. Nasze wetki schroniskowe też ubolewają, że ludzie się nawet nie zająkną, że kot jest na coś chory. Byłoby łatwiej tym kotom pomóc, wiadomo byłoby jak leczyć, a tak te biedaki męczą się, zanim ktokolwiek coś zauważy i zdiagnozuje, o co chodzi. Dlatego koty idą do domów z zerową informacją o ich przeszłości, również zdrowotnej. Nikt nie jest, niestety jasnowidzem w tym względzie.
A do CoolCaty spróbuj napisać jeszcze raz - może była zajęta, przeczytała i zapomniała odpisać, nie podejrzewam ją o złą wolę czy lekceważenie kogokolwiek. Kupa ludzi siedzi jej na głowie zasypując pytaniami o swoje i nie tylko koty, mnie też nie raz nie odpisała, ale w takich razach byłam namolna aż do skutku

A kotuni życzę dużo zdrowia.
Jeśli chcesz mogę Ci podesłać linki do wątków kotów doptowanych ze schroniska, w których ich opiekunowie męczyli się, żeby zwalczyć różne chorobska, m.in. biegunki. Koniec końców koty zostały wyleczone. Może to będzie jakaś wskazówka dla Twoich wetek ?