
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Ja-Ba pisze:Minik
współczuję.
To nie jest pierwszy taki przypadek o ktorym słyszę. Ja się tylko dziwię wetowi. Do mojego też czasem nosiłam kociaczki znalezione z brzuszkami twardymi jak stal, odrobaczane były ostrożnie i powoli. Czemu wet zdecydował o zbyt dużej dawce środka?
A ja jak patrze na banerek z Malwinką to jakos do mnie nie dociara ze już jej nie ma. To znaczy jak karmie Ide to widzę że nie ma przy niej Malwinki, ale to jest takie trochę dziwne uczucie. Miałam podobnie z Moja Mamą. Wiedziałam że odeszła ale jak pojechalam żeby opróżnic mieszkanie Mamy, to mialam wrażenie ze Mama nadal jest w szpitalu i poprostu wroci. Niewiem czemu tak jest? Moze czasem nasz mozg coś sobie koduje dopiero po czasie a w danym momencie nie dopuszcza do Nas najgorszych mysli. Niewiem tego. Ale też bardzo sie cieszę że Malwinka była u mnie do konca i ze najadła sie dziewczyna wszystkiego co mogłam jej dać aby choć w tych ostatkach zycia ja uszczęśliwic. Miała ciepło i glaskanie i całowanie po głowce kilka razy dziennie. Ona wiedziała ze odchodzi ale najważniejsze że czuła się kochana i potrzebna. Tak myślę.Dla mnie najdziwniejsze jest to że Moja Chrapcia postanowila odejsć razem z Malwinka. Miałam ją kilka lat i nie raz bylo juz z nia naprawde zle. Jak ja zabierałam z dworu też już miała kilka lat przewlekla astmę i zapalenie pluc. Nie przeżyła by miesiaca a była wtedy zima. Chrapcia tak pilnowała misek z jedzonkiem że nie chciała iśc sie schronoc przed sniegiem do budki. Chrapcia wraz ze swoim jedynym dzieciaczkiem Oczkiem, który miał wtedy jakieś dwa miesiace siedziala jak straznik przy miseczkach a snieg sypał na kociaki. One były tak wygłodzone ze siedziały i pilnowały resztek jedzenia. To bylo straszne. Kiedyś szlam do sklepu i sypał śnieg. Patrzę a siedzą takie dwa zasypane bałwanki. Jeden wiekszy drugi malutki. Prawie oczek widać nie było tylko kulki śniegowe. Jak sie poruszyły to zobaczylam ze to one. No i postanowilam ze je zabieram, bo tak być nie może. Chrapcia została wysterylizowana i została u mnie. Zaś Oczko zamieszkał w mojej altance na działce latem jak juz było cieplutko i bardzo szybko się zaaklimatyzował. Nie chciałam go zostawiać w domu, gdzie i tak bylo zbyt ciasno, tym bardziej ze on bardzo tesknil za natura i dworem.Teraz wiem ze jest szcześliwy pomimo swojego kalectwa. Najważniejsze że jest i udało się go ocalic.Ja-Ba pisze:Nifredil
za każdym razem jak patrzę na Malwinkę u Ciebie to wspominam jak Iza opisywała jaką jej ucztę robiła jedzonkową w te jej ostatnie dni życia. I cieszę się że Iza tak jej dogadzała..
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 160 gości