Byłam w schronisku, ale mi bateria w aparacie padła, więc fotorelacji nie będzie. Nie było jednak co fotografować, bo na szczęście w baraku głównie puste klatki.
W baraku został kotek z alergią, wielki czarny, burasek i Wkręcia. Nadal są tez dwa dzikawe. Jest też 2,5 miesięczny kociak, którego pan przyniósł, bo ma ponoć padaczkę. W schronisku jest od dwóch dni i niczego podejrzanego nie zaobserwowano, ale żeby obserwacja była rzetelna powinien trafić do domku tymczasowego, gdzie ciągle jest ktoś w domu. Nie podobają mi się też oczka u maluszków z czarną mamą.
Na kwarantannie dostrzegłam tylko dwa wielkie, leniwe kocury wygrzewające się w słonku na wybiegu i nową zabaweczkę z myszkami
Na podwórku dość sielankowo, żałowałam, że mi bateria padła, bo koty były dziś w wyjątkowo dobrych nastrojach. Dostrzegłam na podwórku nową, śliczną, zielonooką, szylkretową piękność. Chętnie dowiedziałabym się o niej coś więcej.
Niestety izolatka mnie podłamała. Pełno maluszków. Ten czarno-biały bidulek dziś wyglądał już dobrze, ale biało-rudy bardzo biedniutki. Oprócz czterech burasków do izolatki trafiły cztery maleństwa, które w zeszłym tygodniu stały w bunkrze na korytarzu. Nie wyglądają źle, ale wolałabym, żeby były zdrowe. W najciemniejszym kącie izolatki znalazłam też buraska z wrzodami zamiast oczu. Bardzo, bardzo biedniutki.