Kociaki, o których mowa w tym poście uznaję za swoich rezydentów. Posty zarzucające mi dopuszczenie do narodzin kociąt, zajmowanie domów innym biedom, kolekcjonerstwo i tym podobne będą przeze mnie ignorowane.
Jak już pisałam wcześniej Mynia w pierwszym tygodniu pobytu u mnie sporo przytyła. Po tym skoku przybierała na wadze nie tak gwałtownie i nie tak dużo. Przypuszczałam, że jest ciężarna, ale gdy do mnie trafiła wetka uznała, że może być to początek ciąży i nie ma sensu robić USG gdyż płody będą jeszcze zbyt mało widoczne. 20 kwietnia zabrałam Mynię znowu do weta, który tylko ją obmacał i powiedział, że powinna urodzić za 2 tygodnie. Tego dnia po raz pierwszy poczułam ruchy kociąt w brzuchu Myni. Z dnia na dzień kocięta stawały się coraz bardziej ruchliwe w przeciwieństwie do Myni, która czas spędzała na jedzeniu i spaniu.
Tak kocięta wierciły się 4 maja.
5 maja koło godz.7 Mynia wydaliła czop, więc wyprosiłam z pokoju koty i przygotowałam jej miejsce do porodu. Mynia nie potrafiła przyjąć dobrej pozycji do porodu. Podczas skurczy kładła się na grzbiecie, więc starałam się, choć dać jej możliwość zaparcia się łapkami o moje dłonie. Pierwszy kociak urodził się dość łatwo koło godz.8:30. Był bardzo malutki, nierozwinięty i martwy. Mynia biegła za mną krzycząc, gdy wynosiłam go z pokoju. Drugi kociak zaczął się rodzić po godz.10. Wyszedł kawałek pęcherza i długo Mynia nie mogła wyprzeć ani kawałka więcej. Zabrałam ją do weta i po zastrzyku z Oxydozyny urodziła koło godz.10:40 kotkę bicolor. Koło godz.12 z lekką pomocą urodziła kocurka klasycznie pręgowanego. Przez kolejne 2 godziny przygotowywała się do urodzenia kolejnego kociak jednak widać było, że jest wymęczona i ciężko jej idzie. Dostała 100ml glukozy dożylnie i kolejny zastrzyk z Oxydozyny. Tygrysio pręgowana kotka zaczęła rodzić się tyłem koło godz.14. Mynia nie miała siły przeć i kociak został przez wetkę na siłę wyciągnięty a ja musiałam uważać żeby nie zostać pogryzioną przez rodzącą. W brzuchu Myni został jeszcze jeden kociak, więc dostała kolejne 100ml glukozy i po 2 godzinach znowu dawkę Oxydozyny. Mimo skurczy kociak nie przesuwał się do kanału rodnego. Koło godz.18:00 Mynia dostała narkozę i została przygotowana do cesarki. Zabrałam kociaki do domu i ułożyłam je na termoforze. Przed godz.19 poszłam po Mynię, która była już przez weta szyta. Ostatnim kociakiem była duża kotka bicolor. Miała ona wadliwą tylną, lewą łapkę, która była jakby wywichnięta z biodra i sztywna w stawach. Przez tą łapkę kociak utknął w macicy. W chwili zabiegu był już martwy. Mynia została przy okazji wykastrowana. Zapomniała zważyć kocięta w dniu porodu. Dzisiaj wszystkie ważą po 150g.
Na razie kociaki nie mają imion i nie uwzględniam ich na liście moich kotów. Nie wiem czy będzie dane im dorosnąć. Zdaję sobie sprawę, że są u mnie narażone na kontakt z chorobami. Zdrowie i życia takich maluchów jest nader kruche jednak postaram się zapewnić im jak największy komfort.
