U nas znów,jak co roku,mamy wesołe miasteczko.Co roku takie cyrki się dzieją,więc już z ironia piszę.Nagle mamy odwilż.A to znaczy ze całe hałdy śniegu w szybkim tempie zaczyna się topić.Od lat,z dachu jednej z kamienic na naszej ulicy,w czasie roztopów,spadają z wielkim hukiem ogromne bryły roztopionego śniegu.Najbardziej cierpią na tym zaparkowane auta.Dachy powgniatane,lakiery porysowane i włączające się non stop alarmy to norma.Po kilku przypadkach w których urazy odnieśli ludzie,postanowiono w tamtej kamienicy,zbudować coś w rodzaju daszku,który miał uniemożliwić spadanie tych przemoczonych brył śniegu w czasie nagłych roztopów.
Ale daszek się nie sprawdził.Dzisiaj w nocy,najpierw jakoweś służby próbowały odholować auto,wcześniej policja dość długo przy nim stała i cosik ustalała.Jak się już z tym autem uporali ok.11 w nocy rozległ się ogromny huk(dziwnie znajomy się wydawał),po chwili jakieś krzyki bo któreś auto uległo zniszczeniu,parę alarmów na full.Okazało się ze daszek wykonano,tradycyjnie,byle jak,nie wytrzymał ciężaru przemoczonego śniegu zsuwającego się z dachu,wziął i do połowy pękł a nawet się do połowy od kamienicy oderwał.Przyjechała jak zwykle straż pożarna,policja,daszek strażacy próbowali:oderwać,odpiłować bo w takim wiszącym do połowy stanie,zagrażał bezpieczeństwu.
ok.2 w nocy na ulicy ucichło.Ale na krótko.
Znów przyjechały służby na syrenach:straż pożarna,policja bo dwie kamienice dalej piwnice się paliły.
W takiej wesołej dzielnicy sobie mieszkam
A dziś koty rozsiadły się na parapetach i spoglądają jak wielkie bryły śniegu spadają z hukiem z dachów.