Skończyliśmy przedwczoraj podawanie Narcyzowi antybiotyku. Wygląda, że już jest wszystko ok, Cyzio nie ma problemów z korzystaniem z kuwety. Ładnie wsuwa urinary. Zrobimy oczywiście badanie moczu, żeby upewnić się czy na pewno sytuacja jest opanowana.
Łapanie go przez cały czas kuracji to był hardcore, oboje strasznie to przeżywaliśmy. Pod koniec Cyzik mieszkał głównie pod lóżkiem i bał się wychodzić, a przede mną zwiewał jak tylko na niego spojrzałam

Obiecywałam sobie cały czas, że przestanę go łapać wraz z końcem podawania leku, że nie będę go dalej stresować.
I nagle nastąpił przełom - kilka dni temu zauważyłam, że Narcyz się ośmiela, że wychodzi na mieszkanie, zaczyna się bawić myszką, pozwala do siebie podejść jak gdzieś leży i wziąć na ręce. Z każdym dniem było coraz lepiej, w końcu stał się taki, jaki był przed kuracją i całym tym stresem związanym z łapaniem - mimo, że łapię go nadal.
Cóż, to kolejny przykład błogosławionego działania Kalm Aid...