Ten bury kocurek,o którym pisze Pini to Ludwik.
Znałam Go ok.3 lat.Przychodził w miejsce,gdzie karmię osiedlową rezydentkę i rezydenta.Zawsze pod osłoną nocy przemierzał całe osiedle,aby móc się posilić.Nigdy Go nie głaskałam,nie pozwolił na to,parę razy dotknęłam jedynie Jego główki,gdy był zajęty jedzeniem.Po posiłku odchodził.Pojawił się tydzień temu po 5 miesiącach nieobecności.Ucieszyłam się na Jego widok,ale jednocześnie zmartwił mnie Jego brzuch-wielki jak bania

,co się dzieje pomyślałam.
Dzięki pomocy p.Adama

i za zgodą Pini,kocurek został złapany i umieszczony w szpitaliku,celem zdiagnozowania.
Dzisiaj chciałam Go zobaczyć,niestety był już na stole operacyjnym-diagnoza:guz w brzuchu,nieoperacyjny,były już zajęte jelita
Ludwik poddany został eutanazji
Będzie mi Go brakować,to był stary,poczciwy Pan Kot.
Zastanawiam się,może przyszedł po pomoc
Ludwik wkradł się do tego wątku kotów z Modrzewiowej,ale myślę,że należy Mu się trochę miejsca.
Śpij spokojnie kochany,już nic nie będzie boleć.
