Nazwum latinum to Enisylum-efum.

Czyli po polskiemu:
Enisyl-F. Doczytałam sobie o nim wieczorem po wizycie u weta i oczywiście nie jest to żaden lek przeciwwirusowy, a raczej suplement diety wzmacniający odporność. Zwykle sceptycznie do takich wynalazków podchodzę, ale do Pana Doktora mam zaufanie, a on twierdził, że dla mojego kota to najlepsze rozwiązanie na tę chwilę. Cena specyfiku mnie nie zachwyca, ale faktycznie tylko za leki zapłaciłam, więc nie przypuszczam, żeby chcieli ze mnie kasę zedrzeć podstępem.

Kot pasty samej jeść nie chce (paskudnie wali rybą - i nie jest to aromat pieczonego łososia), ale z karmą wcina chętnie. Oczka niestety ma nieładne, pod wieczór trochę bardziej zapuchły, więc jutro jeszcze świetlika kupię.
A kot sam w sobie naprawdę wyluzowany jest. W koszyku podróżować raczej nie lubi, ale pozwoliłam mu wyleźć z niego w poczekalni i samemu połazić po stole w gabinecie, to nawet nie wpadł na pomysł, że powinien czegoś się bać.

Ja zresztą lubię do tej lecznicy chodzić (zwierza mam właściwie zdrowe, nie mam powodów do zmartwień), więc może wyczuł mój nastrój i czuł się dzięki temu pewniej. Wobec obcych osób jest ostrożny, w domu zwykle przerywa zabawę, jak ktoś do mojego pokoju wchodzi i nie pozwala się głaskać nieznanym osobom (chyba że właśnie śpi, wtedy ma w nosie kto go miętosi). Dzisiaj jednak ładnie się przy moich kumplach zachowywał i po jakimś czasie sam do kuchni przyszedł, żeby nam potowarzyszyć.
