O! Znalazłam was po banerku. Jest problem. W Sosnowcu mieszka w kawalerce pani, która ma u siebie około 40 kotów. Wszystkie są chore, nieszczepione, nieodrobaczane (bo to zabija

) o kastracji nawet nie wspomnę. Pani ciągle bierze kolejne kocięta z piwnicy, narażając je na to, że się zarażą od jej kotów.

Dostałam namiar od weta, do którego chodzę z moimi tymczasami i wtedy biorę czasem fakturę na fundację. Niestety fundacja nic w tej sprawie nie zrobi, bo nie ma swojego schroniska, Schronisko w Katowicach kotów nie przyjmie, bo to nie ich rejon, a zresztą nie ma miejsca dla takiej ilości chorych kotów, które trzeba izolować, a z tego co słyszałam o schronisku w Sosnowcu, to podobno lepiej im będzie tam gdzie są... Zresztą pani mało chętna ponoć do współpracy, kotów nie odda, nie wykastruje, ewentualnie przyjmie pomoc finansową, karmę itd. Ale to moim zdaniem nie o to chodzi, żeby ją zachęcać do brania kolejnych kotów. Trzeba by chyba nad tą panią popracować. Można by też zadzwonić do TOZu, ale nie wiem, czy to się po prostu nie skończy eutanazją wówczas

(choć może to by było lepsze niż to co mają teraz?

) Co można zrobić w takiej sytuacji? Ja wiem, że powinnam tam jechać, zdjęcia zrobić itd. ale zwyczajnie nie mam siły, czasu, no i po prostu się boje tego widoku...

Jeśli możecie coś zrobić w tej sprawie, proszę o wiadomość na PW - mam adres tej pani, choć niepełny, bo tylko miasto, ulicę i nazwisko, bez numeru domu i mieszkania, ale myślę, że ją będzie łatwo znaleźć.