Na Dobrej jest źle. Już wcześniej słyszałam kilka opowieści, że Pan Andrzej chce kociakowi pomóc a nie może - dziś przekonaliśmy się dlaczego - tam mieszka starszy Pan, który jest sparaliżowany i którym Pan Andrzej się opiekuje, niestety ten Pan jest strasznie zacofany - przede wszystkim przekonany o tym, że natura sama wie co robi. Wiedziałam, że jeden z kociąt rafi oczy, jednak kiedy go ujrzeliśmy wiedzieliśmy, ze po prostu musimy go zabrać i obie gałki muszą zostać usunięte - niestety sprzeciw był tak silny, że się nie dało, ustaliliśmy jedynie zabranie kociaka do lekarza - Pan był przeciwny usuwaniu oczu, twierdził, że sama natura sobie z tym poradzi.
Telefon do Gosi, kurs do Ani i dzięki Dużej w Zielonym i całej ekipie udało się jakoś przemówić facetowi do rozumu - mam wrażenie, że gdybyśmy pobyli tam jeszcze dłużej, być może więcej kociąt udało by się zabrać. Zabraliśmy 3. Resztę wyciągniemy stopniowo, bo tez zależy mi na tym, by starszy Pan nie uprzykrzył już bardziej życia Panu Andrzejowi.
Bardzo mocno chciałam podziękować Ani za to ze pojechała w fartuchu i namówiła faceta na zgodę na operację, bardzo dziękuję Gosi, która rzuciła wszystko i przybyła i facetom dziękuję za towarzystwo i wszystko.
Zdjęć nie ma bo wzięłam aparat bez karty pamięci - Ania ma zdjęcia kociaka bez oczek
Wieczorem, dziś udało nam sie złapać mała mamusię z dzieckiem - niestety tylko jednym, drugie dzieciątko zaginęło, jeszcze Jola będzie go szukała w nocy i rano. Mamusia ma około 6 msc. - masakra
