Dziewczyny Kochane jestem
Sytuacja została opanowana, ta dziewczynka, Monika po prostu spadła mi z nieba w ostatnim momencie. Najważniejsze, ze balkon został zupełnie wyszczyszczony. W ostatnią noc z piątku na sobotę miałam jeszcze zastawioną klatkę (domki już były zlikwidowane), wstawałam co godzinę, nikt zupełnie się nie pojawił

wiec to jest pełen sukces, bo jutro o 15 wprowadzają się tam nowi własciciele.
Krówka się nie pojawiła wcale, znów pewnie się odzwyczaiła ode mnie. Udało się złapać kocurka-burasa, jak pisała Kasia, okazało się, ze ma właścicieli, też wyszło to przez przypadek, ta Monika go rozpoznała,a okazało sie, ze mieszka w innej części osiedla. Chłopak został wykastrowany, odkleszczony, odpchlony, własciciele dostali też tabletki na robaki i troche karmy. Niezbt majętni ludzie, mają też kotke, kotka po sterylce, bo to uznali za priorytet.
Czarnula też się złapała po 1,5 dnia krążenia wokół klatki
Filo, ogromnie Ci dziękuję za to, ze chciałaś ją wziąć na DT

, ale jak pisała Kasia, był wolny DS, ten który miał być pierwotnie dla Pinia, potem dla burasa, a jak wyszło, ze on ma dom, to Czarnula tylko odwiedziła weta na oględziny, frontline i odrobaczenie i po kilku godzinach już była w nowym domu

ma tam do towarzystwa czarną Kasie i burego Mruczka

koty są wysterylizowane dzięki pomocy taygi, bo taki był "warunek" przyjęcia kota. Zresztą ten warunke uratował życie młodziutkiej Kasi, która miała już ropomacicze (niecały rok, koteczka nawet młodych ani razu nie miała).
Rzutem na taśme udało mi się też ciachnąć kocura, który mieszka razem z Edzią, za niego oczywiście płaciła jego właścicielka, ale tam problemem był sam fakt zawiezienia kota na kastracje

wiec zawiozłam, odwiozłam i też pan ciachnięty. Jak go zabierałam, to cała rodzina płakała
Dziewczyny, czas na pewne podsumowanie
Po pierwsze, dziękuję Wam Wszystkim z całego serca

oprócz realnej pomocy, dostałam od Was cos najcenniejszego, przywróciłyście mi wiare, że jest jakieś wyjście. Bez Was nigdy nie dałabym rady.
Teraz, choć sytuacja wymaga jeszcze "oszlifowania", to wreszcie mam wrazenie, ze mam to jakoś pod kontrolą. Odetchnęłam z ulgą po powrocie wczoraj.
Jeśli chodzi o Monikę, to kupiłam jej trochę karmy na miejscu, kupiłam jej też transporter (miałam swoje 2 ze sobą, ale jeden pojechał z czarnulą, drugi został u pani od Edzi i kocura, bo też są przed przeprowadzką, też nie są to zbyt bogaci ludzie, pani ma dobre serce, mąż kotów nie kocha, więc zostawiłam jej, zeby nie miała problemów z przewiezieniem kotów do nowego mieszkania, widać że dla meża juz kastracja to była "fanaberia"), bo mówiła, ze bardzo jej brakuje, ze nie ma zadnego, zostawiłam jej miski. Większe zakupy dla Moniki nie są wskazane, bo ona nie ma gdzie tego trzymac. Umówiłam sie z eksem, ze będzie jej fizycznie karme dowoził (a ja mu pewnie zamówie przez internet, zeby było taniej, a on bedzie jej woził mniejsze partie), w razie czego ma też jej pomóc, gdyby był potrzebny transport czy coś takiego.
To jest 14-15 letnia dziewczynka, mama nie jest kociolubna,więc woli robić to tak, zeby mamy dodatkowo nie denerwować. Ona już karmi koty dość długo, ale nigdy się nie spotkałyśmy, bo robi to na drugim końcu osiedla, a to dość spory teren. Ale obiecała, ze przejmie to moje 1 miejsce.
To miejsce, gdzie zostały "moje" 3 koty: krówka i te dwie pingwinki. Nie mam zamiaru ich zostawić na głowie tej dziewczynki na zawsze. Mam zamiar po lecie się znów tam wybrać, na dłuzej i te koty złapać jeszcze. Dzięki niej mam czas. Ja sie wreszcie do końca tu zorganizuje (bo ten miesiąc ostatni, to jeszcze taki "rozkrok" i większość rzeczy, a przede wszystkim ja, w proszku

) i zakończe ten temat. Potem też nie chce tracić z nią kontaktu. Nam, dorosłym nie jest latwo z tym wszystkim, a co dopiero jej.
Dziewczyny, zaraz uzupełnię rozliczenie finansowe (przepraszam ogromnie, ze z takim opóźnieniem, ale to zwariowany czas), jeśli nie macie nic przeciwko, to pozostałe pieniądze przeznacze na zakupy karmy dla tych kotów w Zielonej (sukcesywnie), a potem Monika pozstanie już moim zobowiazaniem.
Akurat zdąże sie ogranąć z grzybem, którego zafundował nam Tołdis

(dzis byłam u weta i pierwszy, mikroskopowy wynik z labu mówi, ze to jednak jakiś grzyb jest, czekamy na wynik hodowli teraz). Na szczęście zmiany się nadal nie powiększają, inne koty nie załapują, smarowanie na razie daje dobry efekt, jak będzie wiadomo co to jest, to pomyślimy nad szczepieniem.
Wiecie, jak w piątek wieczorem siadłam sobie tam na balkonie, domków już nie było, to normalnie łezka w oku mi się zakręciła

dużo tam się wydarzyło, mnóstwo emocji.
Teraz pozostaje mi jeszcze kilka spraw, tzn. najpierw opanujemy grzybola, zeby nikogo wiecej nie narażać, Agusia do nas wraca, oczywiście o Totusiu i Poldku też pamiętam, wszelkie umowy i dane słowo jak najbardziej obowiązują

po lecie złapie te 3 panny niedobre, do tego czasu są bezpieczne, jest ciepło, będą miały co jeść, eks ma tam wpadać raz na kilka dni na małą "kontrole"

ale czuje, ze to wszystko już jestem w stanie ogarnąć, jest plan
Naprawde dziękuję Wam z całego serca za wszystko

za każdą propozycję pomocy, za każdy wpis, trzymanie kciuków, ciepłe myśli

za domki dla kotów, te tymczasowe i te stałe

zabres, Tobie ogromnie dziękuję za pomoc z bazarkami i piękne rzeczy, którymi tak kusisz wszystkich Klientów
Naprawde, uwierzcie, że każda z Was dodawała mi energii, otuchy, pomogłyście mi w najtrudniejszym momencie mojego życia

nawet, gdy byłam troche zakręcona, to czytałam każde słowo i pamiętam o wszystkim
Nie podejrzewałam nawet nigdy, ze znajdę w internecie prawdziwych przyjaciół.
Nie jestem w stanie nawet wyrazić słowami swojej wdzięczności, ale DZIĘKUJĘ Wam za wszystko z całego serca, uratowałyście mnie i dużo futrzanych stworów
