» Sob kwi 03, 2010 18:19
Re: Przerasta mnie to .....no i przerosło..
Napisałam tekst o Krusi. Zanim zrobię allegro chcę zapytać o sugestie - coś zmienić, poprawić..?
Wyobraź sobie, że właśnie przed Tobą siada kot.
Jest dosyć drobny, ma burobiałe futerko i wydaje się mieć około półtora roku – oceniasz na pierwszy rzut oka. Wyciągasz rękę i powoli głaszczesz koteczkę. Wydaje Ci się, że na jej pyszczku pojawiło się coś na kształt kociego uśmiechu. Spoglądasz uważniej na jej pyszczek. Twoją uwagę przykuwa jego unikatowy kształt – przywodzi na myśl pyszczek persa, choć nie jest aż tak spłaszczony. Można by powiedzieć, że jest czymś pomiędzy pyszczkiem persa a zwyczajnego dachowca.
Kocica ma rozczulający, różowy nosek i piękne oczy, które zdają się kryć wiele tajemnic i historii z jej życia.
- Kim jesteś? – pytasz. Kotka spogląda na Ciebie nieśmiało. Waha się chwilę, zanim udzieli odpowiedzi.
- Kim jestem? To trudne pytanie.
Mam na imię Krusia, to wiem na pewno.
- A twoja historia? Opowiedz mi ją – prosisz. Widzisz, że kotka spuszcza wzrok, jakby była nieco zakłopotana Twoją prośbą.
- To bardzo długa i smutna historia – mówi jakby przygnębiona wspomnieniami.
- Mimo wszystko chciałbym jej wysłuchać – mówisz.
- No dobrze. Postaram się wszystko opowiedzieć – odpowiada. - Na początku byłam bardzo szczęśliwa. Nie pamiętam dokładnie jak, ale znalazłam się u pewnej pani – burasia rozpoczyna opowieść. – Pani była naprawdę dobra, troskliwie zajmowała się mną i moimi kocimi przyjaciółmi.
Żyliśmy otoczeni miłością i ciepłem. Pani nie odmawiała nam głaskania ani pełnej miski, wszystko wydawało się być piękną bajką, a ja czułam się jak prawdziwa księżniczka.
Z czasem zaczęło nas przybywać, a pani stopniowo podupadała na zdrowiu. Z przerażeniem obserwowałam, jak przestaje dawać sobie radę z nami wszystkimi.
W końcu stało się coś strasznego.
Pani wyszła z domu i nigdy nie wróciła.
Nasz poukładany bajkowy świat rozpadł się niczym domek z kart potrącony podmuchem wiatru.
Przez mieszkanie zaczęli się przewijać obcy ludzie.
Większość z nich nie zwracała na nas uwagi.
Ich ręce, zajęte miarkami, ołówkami i planami domu nie były chętne do gładzenia naszych futerek.
Jedynie kilka osób zainteresowało się naszym losem. Przychodzili, mówili do siebie różne rzeczy, karmili nas i w pośpiechu wychodzili.
Czuliśmy się naprawdę nieszczęśliwi.
Opuszczeni, zapomniani, pominięci…
Nikt z nas nie umiał pojąć, co takiego się stało.
Czym zawiniliśmy?
A później wszystko znów się zmieniło. Przewieziono nas do dziwnego miejsca.
Byliśmy zamknięci w małym pokoiku wielkości niedużej łazienki, o białych, chłodnych, pokrytych kafelkami ścianach. Do ściany przytwierdzone były trzy półki, na których stały miski i posłania. Tam mieszkaliśmy.
To miejsce było naprawdę okropne dla takich kotów jak ja i moi przyjaciele – wypełniały je obce, nieprzyjemne i przerażające zapachy, i choć nie było zimno, panowała tam dziwna, chłodna atmosfera.
Czułam się przerażona i osaczona, nie wiem, jak poradziłabym sobie gdyby nie moi towarzysze. To oni mi pomagali nie utracić wrodzonej radości.
Dopiero później dowiedziałam się, że to miejsce jest nazywane przez ludzi schroniskiem.
Po niedługim czasie stało się coś naprawdę smutnego. Coś, co tak bardzo zmieniło moje życie.
Zrobiono mi testy.
Cały czas nie mogę pojąć, jak taki jeden głupi plusik może odebrać nadzieję.
Ale może.
- Poczekaj, przestaję rozumieć – przerywasz jej. – Możesz mi to wyjaśnić, ten plus? O co chodzi?
- Ten plus, to chodzi o taki jeden wirus obniżenia odporności. Test dodatni – kotka patrzy na Ciebie z przestrachem, jakby bała się, że ją opuścisz. – Poczekaj chwilkę, nie bój się. Nie uciekaj, proszę – wydaje Ci się, jakby jej oczy się zaszkliły. – Tyle już czekam na dom… Na nadzieję…
- Spokojnie, nie odejdę. Słucham cię uważnie – odpowiadasz uspokajająco. Uśmiechasz się.
- Z tym wirusem obniżenia odporności to chodzi o to, że łatwiej choruję. Po prostu.
A jak widzisz, mimo to jestem zdrowa.
Nie ma się czego bać, moim zdaniem.
Wystarczy dobra opieka, kochający dom.
I mogę być zdrowym kotem, jak inne.
A przecież ufać i kochać mogę nawet bardziej od tych, które nie zaznały przykrości.
Bo tak to już jest ze schroniskowcami – większość z nas całą swoją miłość przelewa z wielką radością na tych, którzy dają im dom zamiast schroniskowej klatki…
Wystarczy tylko ktoś, kto da im tą możliwość.
A może to Ty będziesz tym wyjątkowym Człowiekiem? – kotka spogląda na Ciebie. Zastanawiasz się, rozważasz jej propozycję.
- Jest jeszcze jedna sprawa – mówi burasia. – Mam jeszcze tylko chwilę, mój czas się kurczy. Nie mogę być tu, gdzie jestem teraz – w schronisku – inne koty na kociarni są dla mnie zagrożeniem, a klatki nie mogę zajmować długo…
Jeśli chcesz mnie uratować – musisz się spieszyć…
Tu, gdzie jestem, będę jeszcze tylko przez chwilę.
Potem…
Już nigdzie mnie nie znajdziesz… - kotka kończy wypowiedź cicho. Patrzy na Ciebie błagalnie swoimi pięknymi oczami, w których zdajesz się tonąć. Czujesz, jak coś w Twoim sercu drży. „A może… Czemu nie…” – myślisz.
Jeśli możesz – daj szansę tej pięknej, młodej i przyjaznej człowiekowi i boleśnie doświadczonej przez los, ale mimo to radosnej i kochającej koteczce.
Pomóż małej Krusi odnaleźć własne szczęście.
Odbuduj domek z kart, który tak szybko się rozpadł…
Być może jesteś ostatnią szansą dla tej wyjątkowej kotki…