magaaaa pisze:Gryzia dziś rano miała mego fazę.
Obudziła mnie przytulankami, mruczankami, oblizała mi nos i w ogóle była bardzo słodka.
Zresztą zawsze jest słodka.

Trochę tu wkurzona, bo obudziłam ją do zdjęcia

Duża, ja też byłabym wkurzona, i to nie "trochę", a na maksa, gdybyś mnie obudziła do zdjęcia!
Gryzia jest prawdziwą szylkretką, a nie jakąś malowaną kotą. Kiedy chce, to jest słodka i uwielbia mizianki. Jak nie chce, to można zaliczyć łapką (dobrze, jeżeli nie pazurzastą) lub nawet dostać
gryzu, gryzu, gryzu. Oliwka nie cierrrpi brania na ręce. Nie wiem, dlaczego. Jak była kocim niemowlaczkiem, stale ją nosiłam i przytulałam. Od kiedy dorosła, nie znosi utraty kontaktu z podłożem. Pewien młody wet kiedyś chciał ją spacyfikować, a stało się dokładnie odwrotnie - tak mu dała popalić, że aż biedakowi krew ciekła na podłogę.
Julka u wetki pokazała, co potrafi. Niby to jeszcze małe, waży 2,4 kg, niby pcha się na ręce i tuli tak, jakby za chwilę ktoś miał ją porwać, a potrafi zachowywać się jak dzika, rozwścieczona pantera.
Szylkretki są piękne. Ale wcale nie są najłatwiejsze we współżyciu. Może dlatego, że nie ma róży bez kolców i "kolczasty" charakter jest rekompensowany piękną powierzchownością? Może są to damy mające nieprzeciętnie rozwinięte poczucie godności i niezależności, a przy tym ogromne potrzeby emocjonalne? Nigdy się tego nie dowiemy. Cóż, szylkretki są kotami, a kot musi być tajemniczy.