








dla Maciusia [*]
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
ilgatto pisze:Maciusia poznałam 3,5 roku temu.Chodzę dokarmiać koty wolno żyjące na działkach.Pamiętam tamtą zimę kiedy Go zobaczyłam. Szłam wydeptaną w śniegu ścieżką, skrzypiało pod nogami, ale dzień był słoneczny.Taki ,że choć mrozik szczypie to chce się żyć. Koło mnie i mojej siostry(byłyśmy wtedy we dwie) szło już stadko różnej maści kotów.Ogonki podniesione, krok sprężysty i radość w oczach."Idzie jedzonko","dostanę głaska", "ta duża mówi coś spokojnie, nie krzyczy, nie huczy i nie tupie". I pojawił się On. Radość wyrażały nie tylko ślepka ale też całe ciałko. Wyginał się na wszystkie strony jak ciesząca się fretka, ogonek razem z doopką raz w lewo, raz w prawo, podskoki, miauki(ale takie wesołe). Wybiegał przed nasze nogi i buch do góry brzuchem, żeby za chwilę podskoczyć "śmiejąc się" głośno. Podbiegał parę kroczków i ślizg na brzusiu po śniegu. Jedzonko zjadł z apetytem, jak i pozostała gromadka. Podziękował barankami i mruczandem. I od tej pory tak było codziennie. Ta sama radość. Aż do lata. Na działce bywałam dłużej. Kocuszki jadły i szły w swoją stronę. Zostawał Maciuś.Lubił siedzieć u mnie na kolanach, albo przynajmniej blisko mnie. Był jednak jakiś smutniejszy, mniej ruchliwy. Kiedy szłam do domu długo patrzył za mną. Wydawał się być chorym. Zabrałam Go więc do weta a później do domu. I tak został ze mną na strasznie krótkie trzy lata... Choć Lucjan nie był tym faktem uszczęśliwiony.
maggie_79 pisze:Witam wszystkich, chciałam się przywitać. Mam na imię Magda i jestem (a właściwie to jesteśmy - razem z moim Miśkiem) szczęśliwymi posiadaczami przekochanego 3-letniego Niuńka.
Miesiąc temu trafiła do nas Julka. Półroczna kotka przygarnięta z dworu. Łasiła się niemiłosiernie i bardzo prosiła o pieszczoty. Przygarneliśmy ją. Niestety okazał się, że Julka ma białaczkę przez co musiała przejść 5-cio tygodniową kwarantannę. Teraz zbliża się dzień połączenia naszych pupili. Powoli dopuszczamy je do siebie. Liczyłam, że leniwa natura Niuńka zwycięży i będzie spokojnie, ale to co się dzieje... Kotłowanina na całego. I to głównym prowodyrem z tego co widzę to jest Julka. Nie wiem co robić. Czytałam już Wasze wypowiedzi i wiem, ze na pojednanie potrzeba czasu, ale martwię się bardzo. Głównie o Niuńka. Mam wrażenie, że wiele go to kosztuje.
Przyznam się, że czytanie Waszych postów trochę mnie uspokoiło, ale dalej chyba panikuję. Przecież do końca życia nie będę ich zamykać w osobnych pokojach. A na chwilę obecną nie mam odwagi zostawić ich samych w mieszkaniu podczas dnia. Doradźcie coś...
tillibulek pisze:ilgatto pisze:Maciusia poznałam 3,5 roku temu.Chodzę dokarmiać koty wolno żyjące na działkach.Pamiętam tamtą zimę kiedy Go zobaczyłam. Szłam wydeptaną w śniegu ścieżką, skrzypiało pod nogami, ale dzień był słoneczny.Taki ,że choć mrozik szczypie to chce się żyć. Koło mnie i mojej siostry(byłyśmy wtedy we dwie) szło już stadko różnej maści kotów.Ogonki podniesione, krok sprężysty i radość w oczach."Idzie jedzonko","dostanę głaska", "ta duża mówi coś spokojnie, nie krzyczy, nie huczy i nie tupie". I pojawił się On. Radość wyrażały nie tylko ślepka ale też całe ciałko. Wyginał się na wszystkie strony jak ciesząca się fretka, ogonek razem z doopką raz w lewo, raz w prawo, podskoki, miauki(ale takie wesołe). Wybiegał przed nasze nogi i buch do góry brzuchem, żeby za chwilę podskoczyć "śmiejąc się" głośno. Podbiegał parę kroczków i ślizg na brzusiu po śniegu. Jedzonko zjadł z apetytem, jak i pozostała gromadka. Podziękował barankami i mruczandem. I od tej pory tak było codziennie. Ta sama radość. Aż do lata. Na działce bywałam dłużej. Kocuszki jadły i szły w swoją stronę. Zostawał Maciuś.Lubił siedzieć u mnie na kolanach, albo przynajmniej blisko mnie. Był jednak jakiś smutniejszy, mniej ruchliwy. Kiedy szłam do domu długo patrzył za mną. Wydawał się być chorym. Zabrałam Go więc do weta a później do domu. I tak został ze mną na strasznie krótkie trzy lata... Choć Lucjan nie był tym faktem uszczęśliwiony.
Ilgatto, twierdzisz, ze nie masz lekkosci ubierania emocji w słowa, a historie Maciusia czyta sie jak opowiadanie. Piekna jest i wzruszajaca. Macius mial wielkie szczescie, ze go odnalazlas... Przykro mi, ze odszedl tak szybko. Wspolczuje...
Ja tez stracilam koteczke, umarla na PNN, dopiero po roku ból troche zlagodnial, teraz moge ogladac jej zdjecia i nie placze...
Kociara82 pisze:ilgatto cudne kociaste, Mania![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
zakotchalam sie
![]()
dla Maciusia [*]
maggie_79 pisze:Witam wszystkich, chciałam się przywitać. Mam na imię Magda i jestem (a właściwie to jesteśmy - razem z moim Miśkiem) szczęśliwymi posiadaczami przekochanego 3-letniego Niuńka.
Miesiąc temu trafiła do nas Julka. Półroczna kotka przygarnięta z dworu. Łasiła się niemiłosiernie i bardzo prosiła o pieszczoty. Przygarneliśmy ją. Niestety okazał się, że Julka ma białaczkę przez co musiała przejść 5-cio tygodniową kwarantannę. Teraz zbliża się dzień połączenia naszych pupili. Powoli dopuszczamy je do siebie. Liczyłam, że leniwa natura Niuńka zwycięży i będzie spokojnie, ale to co się dzieje... Kotłowanina na całego. I to głównym prowodyrem z tego co widzę to jest Julka. Nie wiem co robić. Czytałam już Wasze wypowiedzi i wiem, ze na pojednanie potrzeba czasu, ale martwię się bardzo. Głównie o Niuńka. Mam wrażenie, że wiele go to kosztuje.
Przyznam się, że czytanie Waszych postów trochę mnie uspokoiło, ale dalej chyba panikuję. Przecież do końca życia nie będę ich zamykać w osobnych pokojach. A na chwilę obecną nie mam odwagi zostawić ich samych w mieszkaniu podczas dnia. Doradźcie coś...
maggie_79 pisze:Dzięki za słowa otuchy. Sama sobie tłumaczę, że potrzebny jest czas, ale... Nawet nie śmiem marzyć, żeby spały koło siebie. Wystarczyłoby mi, żeby się tolerowały i nie tłukły. Dziwnym trafem tylko w jednym momencie są solidarne i nie walczą ze sobą... w momencie szykowania jedzenia i karmienia.Wtedy obydwoje stoją jak zahipnotyzowani i miałczą.
maggie_79 pisze:Nie no, seria szczepionek to była. Przez to musiała być pięciotygodniowa kwarantanna. Staramy się bawić, ale Niuniek jest oporny na zabawy. A co do jedzenia to nie wiem czy powinny jeść koło siebie, bo Niuniek jest na odchudzającym Obesity a Julka je karmę dla kociąt i je sporo wolniej. Musiałabym cały czas stać nad nimi, żeby Niuniek nie podjadał od Julki.
maggie_79 pisze:Zabawy przetestowane - wychodzą średnio. W sobotę dostały wołowinkę na miseczkach obok siebie to Julka zjadła a Niuniek wyszedł z kuchni. Może to była za bliska odległość. Ale na drapaku w niedzielę spali jedno nad drugim i na parapecie chwilę obok siebie też posiedzieli. No a wieczorem standardowo bijatyka. No cóż... nadal jestem dobrej mysli a że to potrwa, no to co. Mamy czas. Nic na siłę. Trzymajcie kciuki.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Beanie i 701 gości