Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw wrz 02, 2010 23:54 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Niektórzy ludzie z kotami z tego rejonu nie sterylizują kotek i nie kastrują kocurów bo nie zdają sobie sprawy, że tak powinno się robić i jaki to wpływa na zachowanie ich kotów.

Inni nie robią tego z powodów finansowych. Albo nie mają pieniędzy, albo im ich szkoda bo mają ich mało.

Tacy ludzie też powinni dostawać talony. I to mogłyby być talony do lekarzy, którzy robią cięcie na brzuszku.
Ostatnio edytowano Pt wrz 03, 2010 0:00 przez ossett, łącznie edytowano 1 raz

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw wrz 02, 2010 23:59 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Już wiem, że puszki zbiera się nie tylko na następne puszki, ale też na to, aby potem dać coś zaprzyjaźnionym bezdomnym kotom do jedzenia. I dlatego często jest to "byle co".

Ale jednak zawsze coś. I koty wiedzą, że ktoś się o nie troszczy.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 03, 2010 7:05 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Zastanawiam się skąd ten mały szczurek bez swojej mamy na drodze Murzyniątka?

Czy ktoś wypuszcza małe oswojone szczurki w biały dzień na podwórze (słyszałam o kimś kto przygarnął szczurzycę z piwnicy od jego przyjaciół, którym się to nie podoba-ale właściwie to w czym taki szczur jest gorszy od takiego modnego ze sklepu )?
Czy to właśnie Kizia-Mizia, która wtedy właśnie przyszła od strony piwnic zostawiła żywego jeszcze szczurka, przypadkiem lub specjalnie na drodze Murzyniątka?
Szkoda, że nie mogłam aparatu i nie zrobiłam zdjęcia Murzyniątku pożerającego szczurka i spokojnie myjącą się przy nim Kizię-Mizię.

Mam tylko nadzieję, że nawet gdyby szczurek był podtruty w jakiejś piwnicy to nie zaszkodzi Murzyniątku, a jeżeli zaszkodzi to nie od razu. Kupę i tak miał nieszczególna. Może od mleka, które dostaje od jednej z pań nie dającą się od lat przekonać ,jak wiele starszych osób, ze kotom mleko przeważnie szkodzi.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 03, 2010 7:38 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Trochę zdjęć:
Władca sąsiedniego rejonu, potężny Whiskas, ten którego widziałam przebiegającego przez podwórze Kizi-Mizi i wczoraj też tam zaglądającego:
Przyjął kiedyś mój poczęstunek na wspólnych chyba terenach łowieckich, ale trudno ocenić czy jest dzikim dzikiem czy też nie.
To chyba on tak gryzie ciągle Kinga. Na podwórzu z przeciwka mówią,ze to King jest złym kocurem i gryzie inne, podobno. Ledwo jedne charakterystyczne rany na szyi Kinga się zagoją, to zaraz niedługo potem ma świeże:

Obrazek


Kiciuś z przekrzywioną główką (też na terenie łowieckim)-lubiany przez wszystkich ludzi łagodny dziki dzik, brat Queen, opiekun kocic i kociąt, chyba nie wdaje się w walki.
Obrazek


Śliczna, przemiziasta Midori, zdjęcie nie oddaje niezwykłej zieleni jej oczu, lubi bardzo suche.
Słyszałam wczoraj, że kocica o podobnym wzorze futerka(maziaste) okociła się w pewnej piwnicy, ma tam opiekę. Czy to może jednak ona? Nie widziałam jej dawno, trochę schudła, może jeszcze jej sutki nie były jeszcze ponaciągane jak ją obmacywałam parę dni temu.

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 03, 2010 20:29 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Dzisiaj o 13.30 Murzyniątko siedziało na środku jezdni.
Skuszone pasztecikiem przeniosło się pod samochód, tam zjadło, a potem przeniosło na trawnik i położyło się w rogu przy schodkach do biur. Ja usiadłam na schodku i przysuwałam się coraz bliżej ,aż byłam tuz przy nim. Widziało chwile przed tym przy mnie jedzącego Kinga więc nie reagowało. Potem już siedziałam tuż koło niego. Mimo to zwinęło się w kłębuszek i zasnęło. Najpierw położyłam na nim rękę i tak trzymałam a potem je głaskałam , a ono sobie spało. Jednak nie odważyłam się go łapać rękoma bo po pierwsze nie chciałam go płoszyć, a po drugie pamiętałam o tym jak szybko schrupało szczurka.
Jak się obudziło to jednak odeszło, ale bez paniki. Popilnowałam je do 18.00, a potem zostawiłam pod opieka Kinga i anioła stróża.
Każdego wzrusza i każdy go wabi kici, kici, a ono wtedy wybiega na jezdnię, albo chowa się pod inny samochód. Jedni rozumieją, jak ich proszę, żeby nie wabili bo nie przyjdzie, a inni jeszcze bardziej się zapalają do tego, aby go zwabić i pogłaskać mi na złość bo to nie mój kot przecież. Stopniowo puszczają mi nerwy i szczególnie złośliwą nastolatkę brzydko zwymyślałam, czego się wstydzę.
Nie pojmuje jednak dlaczego nagle wszyscy chcą głaskać tą śliczna kicię (co jest przesadą-jest brudne).
kręci się tam King, Kizia-Mizia, Białołapka (ale jej dziecka nie było widać dzisiaj, a ona właziła po kolei do samochodów jakby sprawdzała czy ono tam jest.
Coraz bardzie wydaje mi się prawdopodobne, że kociaki Kizi-Mizi wlazły do samochodu(w nocy był deszcz i wiatr, a one siedziały w krzakach przy ulicy).
Na swoim podwórku ostatnio też spały w stojącym tam samochodzie.
W piwnicy jakieś małe mignęło między gratami, ale z pewnością nie ma tam tych zaginionych.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 04, 2010 7:44 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Co za pech!
Miałam tam jechać i od rana pilnować/łapać Murzyniątko, a tu nagle Misiu zwymiotował i
zaczął kropelkować po roku spokoju. Musze gnać do lekarza bo krótko dziś przyjmuje.

Misiu był kotem wolnożyjącym i późno dość został wykastrowany.
Jakoś nie do końca wierzę, że kastracja nie zwiększa prawdopodobieństwa syndromu urologicznego.
Dlatego jednak bałabym się kastrować kocury wolnożyjące, którym nie można pomóc w razie problemów.

Mam nadzieję, że Murzyniątko będzie chronione przez kocie anioły zanim ja tam się tam pojawię. Jest ich tam dużo. To te koty którym nikt nie pomógł i odeszły do kociego nieba przedwcześnie.

A może ludzie też go dopilnują i nie wpędzą pod samochód swoimi czułościami.
Widzieli jak uganiałam się za nim przez dwa dni. Widok z okien jest dobry.
Często wyprowadzają swoje psy.
I ono jest dość dobrze widoczne bo czarno-białe. Jeszcze ma dobry refleks, ale wydaje mi się, że jakaś choroba się w nim wykluwa...

Fachowcy ze schroniska chyba by je łatwo złapali. Ale to by było trochę brutalne.
Może inaczej się uda jednak.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 04, 2010 8:32 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Problemy urologiczne u kotów nie biorą się od kastracji. Jest takie samo prawdopodobieństwo, że zachoruje kot domowy jak i podwórkowy, kastorwany czy niekastrowany, kotka czy kocurek. Ale faktem jest, że u domowego szybciej zobaczysz.
Podczytuje Twój watek regularnie i ściągam czapkę przed Tobą za to co robisz. :ok:
Obrazek Obrazek Obrazek

Wrocławskie Koty - polub nas na Facebook

turkawka

 
Posty: 2613
Od: Pon lut 01, 2010 12:43
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 04, 2010 12:02 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

turkawka pisze:Problemy urologiczne u kotów nie biorą się od kastracji. Jest takie samo prawdopodobieństwo, że zachoruje kot domowy jak i podwórkowy, kastorwany czy niekastrowany, kotka czy kocurek. Ale faktem jest, że u domowego szybciej zobaczysz.
Podczytuje Twój watek regularnie i ściągam czapkę przed Tobą za to co robisz. :ok:

a do tego te kotki całkiem po sąsiedzku z "naszymi" :ok:

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Sob wrz 04, 2010 22:12 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Dotarłam tam dopiero ok. 15. Cisza, spokój, nikogo w oknach, nie ma psów, nie ma ludzi, nie przejeżdzają samochody ani lekkie, ani ciężkie.
Ani śladu po Murzyniątku.
Za to przy okienku jednej z sąsiednich piwnic Queen siedzi Kizia -Mizia.

Piwnice Queen są brudne, śmierdzące (ale nie kotami, tylko ludźmi) zagracone, każdy może do nich wejść, albo drzwiami (bo już dawno kolejny raz zepsuto zamek), albo przez otwarte okienka. Ale, żeby tam wejść trzeba mieć silną motywację. Nie ma tam trutek na szczury.

Sąsiednie piwnice mają szczelnie zamknięte metalowe okienka, są schludne i zagospodarowane i ludzie przechowują w nim różne cenne rzeczy.
Trutki na szczury chyba raczej nie zostały z niej usunięte.

W nocy kiedy prawdopodobnie zniknęły kocięta(ale ktoś twierdzi, że widział,je jeszcze następnego ranka rano bawiące się się na chodniku) okienko do jednej z tych porządnych piwnic było na oścież otwarte. Na parapecie okienka siedziała czarna malutka, którą potem złapałam, a w piwnicy buszowała Kizia-Mizia. Wtedy myślałam, że jest tam także pozostała trójka jej dzieci. Gdy potem okienko znowu zamknięto, a kociąt nie było widać, spytałam pana ,który akurat był w tej piwnicy, czy tam nie ma może kotów.
"Nie. Jak je tu widzę to przeganiam".

Kizia-Mizia siedziała przed okienkiem tych dobrych piwnic. Ociągając się poszła jednak za mną,weszła za bramę swojego podwórza, zjadła trochę i wróciła do okienka. Myślałam, że nasłuchuje tam wołania swoich albo jakichś innych kociąt.

Kizia -Mizia czaiła się nad czymś blisko okienka, jak ktoś przechodził to chowała się pod samochód.
Długo to trwało, ale w końcu zobaczyłam o co chodziło.
Kizia-Mizia polowała na szczury!(prawdopodobnie na te małe szczurki).

A gdzie te szczury były? W tych zadbanych i zabarykadowanych przed kotami piwnicach!

W pobliżu okienka brakowało kilku kostek bruku i widać było w chodniku dość dużą szczelinę. To nad tą dziurą siedziała Kizia -Mizia.
I to stamtąd wychodziły ostatnio widywane szczury.
To tam Kizia-Mizia upolowała małego szczurka przeszło dwa tygodnie temu, którym ku uciesze obserwatorów jej dzieci bawiły się przez dwa dni.
Potem wyprowadziła je w krzaki z których miały doskonały widok na to miejsce.
Najpierw mogły obserwować jak poluje mama, a potem same zaczęły próbować...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 05, 2010 3:03 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Wczoraj Kizię-Mizię obserwowała pastelowa Trzykolorka spod samochodu na przeciwnej stronie ulicy(bo pojawiła się, spokojnie wyszła z parkingu (ostatnio zawsze gdzieś gnała); może to ona zabrała Murzyniątko z ulicy?)

Kiedy Kizia-Mizia to zauważyła, zaczęła dosłownie czołgać się w kierunku Trzykolorki z nosem przy ziemi jakby coś węszyła.
Na środku jezdni(o szerokości 20 moich stóp) zaczęła TARZAĆ się tak jak tarzają się koty pod wpływem waleriany albo kotki w rui. Wtedy Trzykolorka wróciła na parking, a Kizia-Mizia do swoich zajęć. Sprawdziłam to miejsce, była tam mokra plama-zwykła resztka niedawnego deszczu, żadna waleriana.

Do 6 po południu Kizia-Mizia albo czaiła się nad dziurą, albo obiegała swoje podwórze, właziła na drzewo, biegła w stronę śmietników i piwnic Queen. A ja skradałam się za nią. Kizia - Mizia, zawsze zanim gdzieś pobiegnie rozgląda się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Ja mogę być, ale zawsze gdy ja śledzę , a ona to zauważy, to zaraz zmienia kierunek.

Chyba ze trzy razy jeszcze wpadła za bramę i dała mi znak, że może zjeść trochę tego co mam (jest bardzo mądra, latem nauczyła mnie,że jedzenie podaje się jej i dzieciom po tej stronie bramy gdzie jest akurat cień, a nie na słońcu).
Nie widać było ani Białołapki, ani jej dziecka.

King wczoraj był bardzo głodny, drżał przy jedzeniu i bardzo kulał.
Gdy nadeszła p. Ania to obie zauważyłyśmy jak w oddali, z terenów łowieckich na drugą stronę ulicy przebiegają dwa małe koty i znikają na budowie. Jedno z nich też był biało-czarny i przypominało Murzyniątko. Tam są małe koty i może też być inne Murzyniątko bo tam gdzieś mieszka Murzynek. Nasze tak szybko nie biegało ostatnio.
W piwnicach wczoraj jak zwykle,nawet jak jest pełna kotów, ani śladu kota, oprócz Queen.
Ostatnio edytowano Nie wrz 05, 2010 3:49 przez ossett, łącznie edytowano 1 raz

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 05, 2010 3:40 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

turkawka pisze:Problemy urologiczne u kotów nie biorą się od kastracji. Jest takie samo prawdopodobieństwo, że zachoruje kot domowy jak i podwórkowy, kastrowany czy niekastrowany, kotka czy kocurek. Ale faktem jest, że u domowego szybciej zobaczysz.


Lekarz u którego leczę koty mówi, że jeszcze nie spotkał kota wolnożyjącego z problemami urologicznymi.

Nie wahałabym się może kastrować kota, którego zawsze ma się na oku i który nie jest szefem. Ale wykastrowanego szefa, takiego jak King, chyba trzeba by było zabrać do domu. Prawdopodobnie nadal znaczyłby swój teren w domu (tak jak niektóre kocurki domowe), ale inne kocury nie zwracałyby uwagi na te jego oznaczenia.


turkawka pisze:Podczytuje Twój watek regularnie i ściągam czapkę przed Tobą za to co robisz. :ok:


Ciesze się, że ktoś czyta. Im dłużej obserwuję te dzikie i wolnożyjące koty tym bardziej je podziwiam (i całkiem inaczej patrzę teraz także i na inne zwierzęta).

Ale tak naprawdę, to te koty dają więcej ludziom, którzy im pomagają niż ludzie im.
Kontakt z nimi to naprawdę ekscytująca przygoda. To jakby egzotyczna podróż.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 05, 2010 7:46 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

KIZIA-MIZIA poluje na szczury

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

UWAGA właściciele zaszczurzonych posesji:

Chowam w domu pięcioro jej potomków!

Kizia-Mizia powinna dostawać stałą pensję od zarządcy tych budynków i wtedy ja nie musiałabym organizować żadnych bazarków dla jej dzieci, krewnych i sąsiadów!

Ale na razie wygląda na to, że zaczęłam musieć i dlatego proszę zajrzeć na bazarek w moim podpisie
(koniec o 24 już w najbliższy wtorek).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 05, 2010 9:48 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

A tu jest posiadłość srebrzystej Trzykolorki(parking i piwnice, bo na bardzo ładne podwórze przychodzi podobno na poczęstunek 8 bezdomnych kotów. Srebrzysty był kociak który zginął ok. 2 tygodnie temu rozjechany samochodem na parkingu -nigdy go nie widziałam, nie wychodził jeszcze na ulicę. Granica między rewirem Trzykolorki, a rewirem Queen i Kizi-Mizi przebiega chyba środkiem jezdni. I dlatego King czasami leży pośrodku jezdni i bacznie przygląda się obcym tu ludziom (a koty zapamiętują twarz człowieka ok. 70 razy szybciej niż najszybszy komputer, co zostało naukowo udowodnione). Może dlatego Kizia-Mizia tarzała się wczoraj demonstracyjnie właśnie pośrodku jezdni?

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 05, 2010 17:17 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Roczna Risu cian z przedlużonym włosem z piwnic Queen.
Ma chyba jakiś gen norweskiego leśnego. Wygląda jak jego miniaturka, albo jak czarna wiewióreczka.
Jeszcze nie wysterylizowana, prawie cale lato zamęczała mnie swoją rujka.
Bardzo zmarniała i zbrzydła przez to i czas ją wysterylizować
Obrazek


Przez dwa miesiące nie zwracała uwagi na maluchy Kizi-Mizi, a nawet syczała na nie.
Przez trzy ostatnie dni była wściekła na mnie i na koty. Nawet dzisiaj jeszcze biła mnie łapką i łapała zębami.

A przed chwilą nakryłam ją na wylizywaniu jednego z małych. Jeszcze wczoraj nie uwierzyłabym,że to może się zdarzyć!

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 05, 2010 17:56 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Wydaje się, że Risu cian po dwóch miesiącach swojej męczącej wszystkich rui zdecydowała się na adopcję. Śpią sobie obok siebie z Pimpusiem zwinięci w kłębuszki jak mama z synkiem. Niestety padły mi baterie i nie mogę tego udokumentować. Ciekawe jak będzie to wyglądać jutro. Wydaje mi się jednak, że kocie przyjaźnie są bardzo trwałe.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Fatka, Google [Bot] i 207 gości