I ja dzień dobrykam. Właśnie wróciłam ze ściągania szwów. Ledwo nogami powłóczę, siły nie mam za grosz. Ale za to dowiedziałam się, że jeszcze przez dwa tygodnie nie wolno mi żadnych wysiłków fizycznych czynić
Ja też witam. Choć czuję sie nieciekawie.I niestety znów klopoty. Masa kłopotów. Az pisać mi sie nawet nie chce. Pogoda też do bani. Pada cała czas. Cieżko będzie.....
Chyba zaczynam tracić wiare w sens tego co robię. Ludzie mnie tego uczą. Dwa dni temu odbyłam tak nieciekawa rozmowe jadac na swoje działki do kociaków, że poprostu zwatpiłam. Całą drogę mialam jakąś nieprzyjemną kluche w gardle i mało ciekawe myśli.Karmiłam własnie Sare i Perełkę kiedy nadszedł pan z rotwallierem.Pies co prawda miał akurat kaganiec ale nie byl na smyczy. Rzucil sie wprost na Dyrektora i Tygryska, które zamiast zająć sie jedzeniem , weszły w jakieś kocie dyskusje miedzy sobą. Koty uciec zdazyły. Dobrze ze samochód nie jechał żaden w tym momencie. To złe miejsce na dyskusje, tam potrąciło Tuptusia. Pan był bardzo uradowany ze koty uciekły bo jak rzekl, gdyby nie zdażyły byłoby po nich.Miesiac temu ostatniego zakopał. Wchodza mu na prywatna posesję, gdzie pies jest puszczany luzem. Pies nie znosi kotów i morduje wszystko co wejdzie na teren posesji.Jak rzekł ,przecież koty powinny być pilnowane a trudno zeby on na własnym terenie psa nie mógł sobie wypuścić...Czyż nie????Tak czy inaczej jakiś ciągle wchodzi a pan zakupuje. W sumie zakopał chyba z pięć,jak nie wiecej. Przykre to bo mieszka na terenie domków jednorodzinnych, gdzie wiekszość ludzi ma swoje koty, które wypuszcza.A że potem nie wracaja..... Cóż.Szłam spacerkiem z panem prowadzac tą nieprzyjemna dla mnie rozmowe, zeby sie przekonać gdzie ow pan mieszka i czy jest to wystarczajaco daleko od Szynkreciej Rodzinki. Jest kawałek.Pan mnie zapytał gdzie sie tak pożno wybieram?, wiec odparłam ze nakarmic kociaki na swoich działkach. Chyba oprzytomniał dopiero i byl zaskoczony ze z kociara gadał .Powiedziałam ze sa mozliwości zabezpieczenia tak ogrodzenia, ze koty wchodzic nie beda i ze oprócz kotów które mają wlaściciela, jest masa kotów wolnożyjących, które też niestety moga zginać. Cóz. Kto sie bedzie bawil w koszty...i trudzil. iIle kotom sie poszcześci i nie wejdą na posesję???A ile jeszcze zginie???Przykre to i dolujace niestety.Na pozegnanie zyczyłam panu a raczej kotom zeby zaden jednak na jego posesje nie zawędrował....
Nie pojmuje - jak mozna kochac psy a kotkow juz nie.... Czy to w ogole monza rozgraniczyc? Ja kocham wszystkie zwierzeta i zadnemu nie zrobilabym krzywdy.Po co ten typ w ogole ma psa? Chyba w celach obronnych (rotweiler zagryzajacy koty) bo moze ma sie czego bac taka kanalia np. innych ludzi?