Mój piątek był bardzo owocny. Miałam w sumie załatwić jedną "prostą" rzecz. Miałam zaklepaną kastrację darmową Burego - dochodzącego mojej mamy. Rano mnie oświeciło, że przecież on jest wnętrem i nie mogę mu na mróz ogolić brzuszka! Poza tym, on w ziemie gdzieś się melinuje, więc nie miałybyśmy z mamą na niego baczenia. No ale darmowa kastracja jest. Jak ją spożytkować? U mojej mamy w bloku, w klatce na przeciwnym końcu, mieszka starsze małżeństwo. Starsza Pani zawsze miała kilka psów, jakieś koty. Ostatnio rozmawiała z moją mamą, że sąsiedzi się burzą, bo śmierdzi. Mama zapytała o kastrację, Starsza Pani na to, że nie ma pieniędzy. No i racja, u nich w domu tragedia... Więc stwierdziłam, że mając to miejsce mogę wykastrować jej choć jednego śmierdzielka. No więc podreptałam na przeciwny koniec bloku. Zadzwoniłam, przedstawiłam się i wspięłam się na 4te piętro. Fakt, już na klatce czuć "conieco". Po wejściu do mieszkania - czysty amoniak

Po wszystkim musiałam uprać wszystko co miałam na sobie. Pies jest w tej chwili jeden, koty: 10cio letni kocur, dwie kotki i jedno "Coś" co przypominało kota. Najlogiczniejsze było wykastrowanie kocura. Kastracja jednej kotki niczego by nie rozwiązała. Zanim przyjechał Grzegorz zapakowałam Urwisa do transporterka /nie obyło się bez ran szarpanych

/ i spróbowałam obejrzeć "Coś". "Coś" jest bure, młode, kochane. "Coś" ma jedno oko już zarośnięte, drugie totalnie mętne. "Coś" ma biegunkę taką, że leci z "Cosia" jak z kranu. Pani ledwo karmi te koty, leczyć nie ma jak

"Coś" zostało wyrzucone na śmietnik z jadącego auta. Około dwóch tygodni mieszkało na śmietniku

Później Starsza Pani już nie wyrobiła. Stwierdziła, że może choć umrze w godnych warunkach. Całą drogę na kastrację myślałam co zrobić z "Cosiem". No i stwierdziłam, że skoro jest kotem ze śmietnika, może przecież trafić do schronu. Tam będzie leczony a później wykastrowany. Po odstawieniu Urwisa po zabiegu, zapakowałam Maćka /bo tak "Coś" dostał na imię/ i pojechaliśmy z Grzesiem do schronu. Tam okazało się, że Maciej jest totalnie niewidomy

Oko które już zarosło, najprawdopodobniej jest po ciężkim herpesie, drugi wypłynęło i zarosło jakąś tkanką "dziką"

Biegunka okazała się być krwotoczna. Maciej dostał mnóstwo zastrzyków oraz własną klatkę. Jak na swój stan, okazał się być całkiem rześki. Na szczęście nie był odwodniony i miał apetyt. Czekamy aż Maciej wydobrzeje, wtedy pozostałości oczu zostaną usunięte a oczodoły wyczyszczone i zaszyte powieki. Od razu zostanie wykastrowany. Po wszystkim wróci do Starszych Państwa. A ja będę starała się im jakoś pomagać. Odrobaczę wszystkie futra, czasem kupię coś do jedzenia itp...
I tak oto wyglądał mój piątek...