u mnie wszystko wyciachane lata
a ad rozmowy że koty giną.... każdy jakoś kiedyś umrze. Ja wolę żeby umarły szczęśliwe robiąc to co chcą niż zamknięte w "złotej klatce".
Chociaż akurat moja ukochana Kocica, z której śmiercią dalej nie mogę się pogodzić, akurat umarła na mocznicę, na swojej kanapie, przytulona do mojego psiaka i ze mną głaszczącą po łapkach do ostatniej chwili.
Z drugiej strony nasz kocur się wyprowadził po tym jak wprowadził się pies. Nie żeby jakoś się wielce przestraszył i uciekł. Mieszkali jakiś czas razem ale Giki chyba stwierdził że w tym domu może być tylko jeden samiec i skoro pies nie wydaje się być zainteresowany to on się wyprowadzi. No i przychodził coraz rzadziej, aż w końcu totalnie zniknął. Spotkaliśmy go później pare ulic dalej (doskonale wyglądającego), przynieśliśmy do domu ale długo nie zabawił. Widać ma nową rodzinę

Ad zaginięcia kota....
W zeszłym roku adoptowałam totalną dzikuskę. Taką nietykalską

Niestety pech chciał że mi zwiała po tygodniu. No i jak tu na wsi szukać dzikiego kota który uciekał w panice i nie zna terenu (ani nawet większego sentymentu do nas nie ma). Ale szukałam jak durna i po 3 miesiącach miałam już kota u siebie

Teraz nadal jest dzika ale też wychodząca. Ogólnie księżniczka: ona chce=ona ma, ja chcę=tego nie ma
